sobota, 30 października 2010

pan dynia
Ruda małpka która wskoczyła mi dziś do łóżka (łamiąc wszelkie zasady) chcąc udowodnić jak bardzo jest szczęśliwa i jak bardzo o 5 rano chciałaby wyjść na spacer, staje się dla mnie powodem do szerokiego uśmiechu. Słuchajcie. Nie ma co. Smutaski wywalam do kosza.
Weekend wśród przyjaciół !

piątek, 29 października 2010


Wyniki nie są jednoznaczne. Chyba nie obejdzie się bez dalszej diagnostyki. Jedna część przyjazna, druga wygląda dość złowrogo, ale tylko jeśli nie porówna się ich do wyników z Bostonu. Trochę z mojej winy. W zasadzie bardzo. Przez szybkie tempo teraźniejszego życia, zapomniałam dostarczyć płyty z zapisem CT przywiezione zza oceanu. Konsultacja w CO planowana na środę. Dowieźć mam też całą dokumentację. Zdałam szybki mailowy raport swojemu lekarzowi z Dana Farber. Pewnie do późna w nocy będę czekać na odpowiedź.
Odruchowo szukam ręki, za którą mogłabym chwycić w chwili niepewności - nawet jeśli racjonalne myślenie wszystko tłumaczy i uspokaja. Nie znajdując nic, wtulam się mocno w Kogę i staram się nie myśleć o przyszłości.
Zachowuję spokój.
Nie mogę się poddać panice, która porywając ludzi wokół, sieje strach i przerażenie. Zanim więc wysunę jakiekolwiek wnioski, muszę zdobyć tyle informacji , na ile jest to tylko możliwe.
Eh kolorowe to życie. Jajks!

Pomyślcie o mnie ciepło.


Nie mogę nie wspomnieć o serdeczności ludków z "m lingua". Jesteście kochani! Dzięki Wam wielkie za pomoc.

czwartek, 28 października 2010

Tak na szybko skrobnę, tomografia już za mną. Wyniki - podobno jutro. Rano jadę do fabryki. Kciukaski zaciskać pliz !

wtorek, 26 października 2010


Można by się pokusić o stwierdzenie, że całkiem niedaleko mi do postawy wzorowego studenta. Nie żebym miała 100 % frekwencji, jest to niemożliwe bynajmniej z powodu osłabiających leków które biorę, ale myślę, że poniżej 90 nie schodzę.
Z masą ciekawych rzeczy zderzam się w tym roku akademickim. Nowe projekty, nowe założenia, ciekawi wykładowcy. Uwielbiam wracać do domu z poczuciem samorozwoju, kontaktu z innymi ludźmi. Czuję, że żyję. I nawet jeśli moja sylwetka wieczorem przypomina postawę uśmiechniętego zombie, to jednak jestem bardzo szczęśliwa. Nie wspomnę, że przy zwiększonej intensywności egzystowania, w ogóle nie myślę o chorobie. Nic a nic.
Zdrowy tryb życia, choć pełen wyrzeczeń, dylematów i tęsknoty za łakociami, jest już czymś tak normalnym ... nie przypomina mi że jest podyktowany obecnością intruza siedzącego w moich płucach.
Oby tak dalej.
Jutro t o m o g r a f i a. Już przeleciał ten czas? Gdzie, kiedy ? Pewna doza stresu i niepewności związanych z tym badaniem na nowo zawitała w moim sercu. Miejmy nadzieję, że bezpodstawnie.

niedziela, 17 października 2010

Ludki. Roześlijcie gdzie się da.



http://kasioweopr.blogspot.com/

piątek, 15 października 2010

O mały włos nie zawitałabym w świecie miliona smarków, maści i chusteczek do nosa. Czwartek był dla mnie dużym znakiem zapytania. Wstałam z bólem głowy, totalnym osłabieniem, nos jakby zapchany a we mnie tylko nadzieja - żeby ów katar nie był niczym poważnym. Kilogram (no prawie!) cytryn do koszyka, porządny korzeń imbiru, królowa kasz jaglanka i dość spora porcja warzyw stały się moim ratunkiem. Ach i nie zapominajmy o trybie dnia wzorowego leniwca. Miło było posiedzieć pod cieplutkim kocem, po to tylko by na zmianę wypić jakiś zdrowy naparek, poczytać książkę, kolejny raz się zdrzemnąć.
Czułam się trochę jak na krawędzi. Albo w jedną, albo w drugą stronę. Tym razem udało się wyjść obronną ręką. Szkoda tylko, że to dopiero początek przeprawy przez jesienno- zimowe klimaty.
Ale koniec końców jest cudnie.
Mam z czego się cieszyć. Z Nieba spadają kolejne momenty życia, którymi zbrodnią by było się nie delektować. Przytulam psy i koty, a oczy zamykam dziś z uśmiechem od ucha do ucha.

poniedziałek, 11 października 2010


Wczoraj miałam najdziwniejszą datę imienin jaką kiedykolwiek obchodziłam. W zasadzie ciężko mówić o jakichkolwiek obchodach gdy całą sobą poświęciłam się szkolnym rzeczom. Jak wsiąknę w jakieś ciekawe ćwiczenia rozwijające kreatywność zapominam o bożym świecie.
I dobrze, nie po drodze by było skupiać się teraz na chorobie. Nawet fizycznie jestem w stanie wytrzymać podobny tryb życia. Póki co - wykorzystuje.
Trochę mnie martwią prątkujące wokół ludziska. Każdy chce lub musi funkcjonować nawet gdy choroba ścina z nóg, ale co mam zrobić gdy ramię w ramię siada ze mną osoba chora na zapalenie płuc? Wstać, wyjść? Chodzić w masce? Nie chciałabym niepotrzebnie zwracać na siebie uwagi, tym bardziej nie chciałabym zwracać uwagi na to co mam w płucach ...
Niestotne - infekcja mniej czy bardziej zaraźliwa. Przy mojej obniżonej cały czas odporności to jak igranie z ogniem.
Czuję się czasem tak bezradnie...
Zaciskam kciuki, chucham ,pukam i faszeruje czosnkiem. Mam nadzieję, że żaden syf nie zdoła się dobrać do moich organów. Mi już wystarczy.

poniedziałek, 4 października 2010


Czas otworzyć oko, najpierw lewe później prawe, jakoś zgramolić się z łóżka, przeżyć szok termiczny związany z różnicą temperatur pod kołderką vs. reszta świata, i zacząć kolejny tydzień. Dużo mnie w nim czeka. Oprócz rozpoczętego sezonu w szkole Tai Chi Mariusza Sroczyńskiego, zaczynam dziś też nowe studia - równolegle do architektury będę się kształcić w kierunku może bardziej z pisaniem związanym. Mało tego. Od dziś , i kompletnie nie wiem dlaczego zwaliłam to wszystko na jeden mały poniedziałek, zaczynam cykl ćwiczeń mających pomóc jeszcze bardziej wzmocnić nogę. Pływalnia, ćwiczenia w domu, na spacerze. Kilka dni temu (a to za sprawą szalejącej i biegnącej w zupełnie niepożądanym kierunku Kogi ) przekonałam się, że ja .... mogę biegać! Nie żebym osiągała pułap Maurice Greene'a, ale nie mogłam się nie ucieszyć z faktu , że bez problemu , bez potykania, bez bólu mogę poruszać się wolnym truchtem. Lekka przebieżka stała się więc nieodłączną częścią porannych spacerów. W przyszłym roku - maraton !
Dieta idzie również swoim torem. Chcąc uodpornić się na szalejące wokół wirusy pochłaniam tyle warzyw i kasz ile to jest tylko możliwe. Od małego miałam tendencje do łatwego wychładzania organizmu, staram się więc tego uniknąć. Korzystam z kilku sztuczek magiczek kuchni pięciu przemian. Ale nie popadając w ortodoksję. Zobaczymy na ile mi to pomoże.
Tymczasem pora na śniadanko!