Krok po kroku.
Każdy proces ma swoje etapy.Mój proces zdrowienia okazuje się być wieloetapowy.No bo przecież nie ma hop siup!Każdy chory na to świństwo wie,że starania by być zdrowym odbywają się kosztem ciężkiej,czasochłonnej pracy,dbałości o każdy najmniejszy szczegół(jeśli któryś z chorych nie dba,to pac!po łapkach.Tu i teraz możesz zacząć walczyć!).Często też i samopoczucie jest przy tym...paskudne.To walka na śmierć i życie,przecież.Więc robić trzeba co tylko się da. W związku z ilością różnych preparatów,świeżych soków,organicznych przysmaczków ciężko mi się ruszyć z domu.z Warszawki.Znajomków wywiało na urlopy(ja też będę miała urlop...w Bostonie-haaaaaa! :) ) a ja się tu kisze z kocurkami. Czasem smutno.Chciałoby się uczestniczyć w tych no...wakacjach.Żeby wyjechać,to cały plan należy ułożyć skrupulatnie.Ale słuchajcie.Mając moją Matulkę i Tatulka w domku,to jest niemożnością takiego planu nie ułożyć!Na 2-3 dni wybywam.Pierwsze "wakacje" w tym roku.Nieee,nie powiem gdzie,niech wyobraźnia pracuje:) Długo długo nad tym myślałam.Powiem tylko tyle.Mając perspektywe,kolejnych 6 tygodni ganiania po szpitalach,czuję wielką potrzebę zaszycia się w jakiejś pustelni.Wśród natury.By do końca organizm mógł się dotlenić.By umysł mógł przeżuć informacje ostatniego tygodnia. By wyciszyć strach,zaszyty gdzieś po kątach.By wymazać wszelkie obawy w związku z chorobą.By być gotowym do bitwy rozstrzygającej,i tą bitwę wygrać.Tak-WYGRAĆ. No to dłużej nie myślę- jadę.
Kolejna część antyśmieciuchowej diety!
Baaaaardzo przepraszam że długo na ten jakże ważny temat nie pisałam.Bardzo bardzo bardzo.Mea Culpa! Ale już nadrabiam.
Soki.Jedną z ważnych rzeczy które zamieściłam w swojej diecie to codzienne picie soków.Soków warzywnych-ŚWIEŻO WYCISKANYCH.Na początku piłam je z niezłą krzywizną na twarzy.Nie przyzwyczajona do takiego smaku,piłam ze zdrowego rozsądku...no i mama stała nade mną.A nad nią Anioł.I szeptał do ucha.Nie spuszczaj jej z oka!Nie spuściła. Teraz pije sama.To jeden z nawyków które sobie wyrobiłam.Jeden sok rano i jeden wieczorem.Ale kluczem do sukcesu jest dobór warzyw. Po pierwsze,warzywa powinny być z ekologicznych upraw.Przy tej ilości leków i suplementów które biorę,nie potrzebuje zadnych innych nadproduktów,chemicznych naprysków,konserwantów zrzuconych na te biedne roślinki.Motto nasze- eko Eko :) Czasem na bazarkach są rolnicy,stojący ze swoją starą furgonetką albo wózkiem.Oni mają nie dość że tańsze,to jeszcze nie pryskane.Zdrowe. Ja robię dwa rodzaje soków. Ranny-z marchwii,buraka,jabłka,selera naciowego i pietruszki(korzenia).Czasem dodaje kawałek cukinii,i selera-bulwy. I wieczorem z buraka i jabłka. Słuchajcie.Nie dość że większość z tych składników ma właściwości,oczyszczające i odkażające,to do tego antyrakowe!(czytać Terapia Gersona,Antyrak)Tak,tak.Jeden buraczek niszczy nie lubiane przez nas komóreczki!no to chlup!-pochłąniam szybko.Do tego korzeń pietruszki(wystarczy jeden na szklanke soku) ładnie potrafi rozpuścić zalegające toxynki w nereczkach(np przy terapii dużą ilością leków),ba kamyczki nawet. Przy robieniu takich soków,wyjadam z jabłka pesteczki bogate w B17.A B 17 podobno nieźle działa na tego szkodnika wstrętnego. Przy piciu takich soków należy pamiętać o spożywanej ilości w ciągu dnia.Pamiętajmy bowiem-co za dużo to nie zdrowo.Jedna szklanka rano(powiedzmy 300ml) i druga wieczorem(200ml) -> tylę piję ja.Każdemu pewnie będzie odpowiadała inna ilość-organizm organizmowi nie równy.Jednak ilość taką dobierajmy rozważnie. Tak więc,słuchając się Doktorków naszych kochanych wspomagajmy naszą terapię w domku,pijąc świeże soczki i wyjadając pesteczki z jabłek.To naprawdę dużo nie kosztuje,prawie nic,a jeśli tylko może pomóc...czy warto się zastanawiać?Tu chodzi o życie przecież.