czwartek, 3 lutego 2011
Do Bostonu dotarłam chyba jakimś cudem. Gdy dojechałam na lotnisko powiedziano mi, że odwołali wszystkie loty do mojego ukochanego miasta... aż do piątku. Za poradą kierowcy NIH'owskiego autobusika pognałam na dworzec kolejowy i złapałam pierwszy lepszy pociąg w tamtą stronę. Po 7 godzinach tułaczki - udało się. Byłam w domu. Następnego dnia komunikacja została sparaliżowana, więc czułam się jakbym wygrała wyścig z czasem.
Konsultacja przebiegła pomyślnie. Morfologa "bryliantowa", doktór pozwolił mi przyjechać na kontrole dopiero za miesiąc. Od razu przyszło mi do głowy, że może jest to okazja aby wrócić do Polski... ale nie. Mam być w pobliżu.W Stanach w sensie. Zresztą zmiana daty powrotu jest bardzo kosztowna, zwłaszcza jeśli chodzi o najtańsze loty jakie można znaleźć w internecie. A bilet już kupiony (jajks!). Jak nie będzie dramatu w wynikach tomografii ( planuję, że nie będzie ), wrócę 4 marca.
Przyzwyczaiłam się do myśli, że spędzę tu kolejne 4 tygodnie. Więc tymczasem popijam zieloną herbatę i odpoczywam.
7 komentarze:
Fantastyczne wieści! bardzo się cieszę i gorąco Cię pozdrawiam!
green rules!
Paula, ważne że wszystko dobrze!! TK też wyjdzie dobrze!!! A 4 tygodnie miną szybko - pomyśl o nich, jak o wakacjach;) Ściskam mocno!!!
Paulinko
Jesteś niezwykle dzielną dziewczynką:)
Pozdrawiam
Wow, suuuper wieści:), u made my day:)
To się nazywa nius! :) trzymam kciuki za TK, briliantowa również wyjdzie, mam nadzieję :) a świstak powiedział, że zima bęzie krótka, więc wrócisz akurat na początek wiosny ;)
No !!!!...A NIE MÓWIŁEM...!!!!!!
Bardzo dobrze Paula. Cieszę że wyniki są super...WOW!!!! oraz że zdążyłaś wrócić zpowrotem....
Teraz trzymaj się ciepło...i ŚMIEJ SIĘ JAK NAJWIĘCEJ !!!!!
Glad Rycerz co też ze śniegiem wygrał...
Miłego weekendu!
Prześlij komentarz