Wstawanie o świcie czasem nie jest łatwe, ale wczoraj poszło całkiem sprawnie. Spakowałyśmy torby, plecaki i walizki i uśmiechnięte ruszyłyśmy w stronę Warszawy.
Ostatnio rozmawiając o swojej chorobie, użyłam pewnej metafory.
Wiem, że moje życie jest przepiękne. Zewsząd otoczone dobrymi ludźmi, szumiącymi drzewami, pachnącymi kwiatami, ptakami latającymi to tu to tam, szczekającym psem i mruczącym kotem - pełne słońca i nadziei. To życie to świat, w którym przyszło mi sadzić ukochane rzodkiewki, przysiąść czasem na łące i beztrosko pożuć źdźbło trawy.
Świat wielki i fascynujący, w którym jednak choroba nakłada na mnie przeźroczysty klosz. Otacza szybą wszystko co robię, gdzie się nie zwrócę i mimo, że wcale nie jest mi ciasno a powietrza starcza - wiem, że bariera istnieje. Zdarza się, że nie daje mi to spokoju. Podobne odczucie ciąży na plecach, wpędza w kąt, w którym czuję się uwięziona - a przede wszystkim samotna. Nie chcę, żeby to zabrzmiało źle i nie wiem czy rozumiecie o czym mówię. Ten skrawek rzeczywistości, tak bardzo intymny, do którego jest zaproszony każdy, kto tylko zechciałby tu być - jest pusty. I jest pusty mam wrażenie przez chorobę...
Przed chwilą pomyślałam, że nie znoszę mieć takiego nastroju. Nie znoszę użalać się nad sobą, nie znoszę gdy myśli krążą nad niewłaściwym miejscem. Ale. Przyszło mi do głowy coś jeszcze.
Od jakiegoś czasu staram się postępować wg. bardzo mądrej rady - nie zmagam się ze swoimi odczuciami. Jakie by nie były. To że pojawiły się one w danej chwili, na pewno ma jakiś sens, może nawet powód, a zachowanie "naturalnego przepływu" jest podobno w mojej sytuacji bardzo istotne. Nie trzymam więc tego w sobie. Nie upycham, nie zamiatam pod dywan. Po prostu patrzę w lustro i przyznaję. Otwieram komputer i piszę. Tu i teraz. Jest mi smutno.
Nad morzem tego nie czułam. Nie jestem pewna czy była to kwestia miejsca, ciszy, osób będących obok czy po prostu samej mnie (?). Nie wiem. Ale tęsknie. Tęsknię tam gdzie udało mi się być przez chwilę - i wcale nie chodzi mi o konkretny adres. Tam mogłam wszystko. A tu... ?
Choć doskonale wiem, że nie miejsce czyni nasze życie kolorowym, tylko to jak je postrzegamy - chciałabym to poczuć. Dziś nie potrafię.
Skupię się więc na tym, że jestem. Wypije czarkę zielonej herbaty i postaram się usiąść obok tego wszystkiego.
całuję.
pau.
No i żeby nie było, że się obijam. Nowe pomysły w gastrofazie!
17 komentarze:
Paula od miesiąca czytam twojego bloga. Podziwiam Cię, zawsze jestem z Tobą myślami. anita
o ja pierdole...pozdro
Kwiat czerwony...targany wiatrem jak Twoje myśli, zieleń dająca nadzieję i ufność, promień słońca który gładzi jego płatki cierpliwie.. on trwa dla Ciebie i chce nieść Ci radość i świadomość kruchości, przemijania, ale Kocha, kocha, kocha...
Paula, trzymaj się ciepło! Gorsze dni się zdarzają, dla równowagi;)! Ale znaczą one też, że niedługo przyjdą lepsze! Na pewno sobie poradzisz. Właściwie nie odzywałam się nigdy na blogu, ale czytam regularnie - prawie od początku. Bardzo Cię podziwiam. Przesyłam uściski!
Hej Paula
Również od miesiąca śledzę Twój blog, codziennie sobie sprawdzam, co tam u Ciebie słychać, jak się czujesz i nigdy nie wiem co Ci napisać, bo czasem trudno jest wyrazić słowami to co się czuje i co chce się przekazać, chociaż Tobie wychodzi to doskonale!:) Kiedy pierwszy raz tu zajrzałam to muszę przyznać, że się nieźle poryczałam – pozytywnie!:) W ogóle to często beczę jak się czymś wzruszam – czymś dobrym lub złym, i jak przeczytałam o Twoich zmaganiach ze śmieciuchem i Twoim podejściu do niego, nie poryczałam się z żalu czy smutku, ale z podziwu dla Ciebie i radości, że są tacy niesamowici ludzie jak Ty, którzy mimo przeciwności losu zachowują tyle radości, humoru, wigoru i mają w sobie tyle siły i energii, że mogliby góry przenosić, którzy z podniesionym czołem i samozaparciem, bezwzględnie i uparcie stawiają czoła tym przeciwnościom i dają przy tym swoim zachowaniem i postawą nadzieję i siłę innym osobom, pokazując im co się tak naprawdę liczy i zwracając uwagę na te z pozoru nieistotne i niezauważalne drobnostki, które w życiu są tak ważne i nadają mu sens. Jesteś naprawdę świetną, nadzwyczajną osobą!
Wzruszyłam się wtedy również dlatego, że Twoje walka z rakiem srakiem jest mi poniekąd bliska, jako że moja ciocia walczy z tą chorobą już od roku i ma podobne do Twojego podejście, a sytuację ma naprawdę poważną. Ale nie poddaje się, walczy i dzięki temu daje radę temu gnojkowi!:)
Próbuję sobie wyobrazić jak to jest mieć ten klosz nad sobą - dzięki Twoim postom coraz bardziej to rozumiem. Wiem, że oprócz chwil w których krzyczy się „Do boju!!! Ja Ci pokażę Ty sraku gdzie raki zimują!!!” są też chwile kiedy – właśnie chwilowo - energia ta się wyczerpuje i wtedy nachodzi człowieka lekka nostalgia czy smutek – ale myślę, że takie stany ducha też są potrzebne (pod warunkiem oczywiście, ze nie trwają za długo – a z Twoim hartem ducha to niemożliwe:) ), ale kiedy się kończą wstaniesz rano i z jeszcze większą niż poprzednio siłą i pozytywną energią, która kumulowała się w Tobie w tych smutnych dniach – krzykniesz „Do boju!” i wygrasz tą walkę! Bo taki dzielny wojownik jak Ty może tylko wygrywać !
Więc wysmuć się dzisiaj, jeśli będziesz musiała to wysmuć się też jutro – takie dni niech służą Tobie, a potem obróć je przeciw śmieciuchowi, rozbij tą szklaną bańkę i odetchnij pełną piersią uśmiechając się szeroko, że masz to już za sobą!
Ściskam Cię mocno!:*
Natalia
Jesli zapraszasz kazdego, to zapraszasz nikogo.
"Zapraszam Ciebie!" dopiero ma moc.
Mamy w sobie smutek nawet jak jesteśmy zdrowi ,jest potrzebny żebyśmy wiedzieli jak smakuje szczęście co nie ?!Pomodlę się jak potrafię najlepiej do mojego Boga o zdrowie dla Ciebie Paula !!!!On zawsze mnie wysłuchuje ....M
Jestem zdrowa, ale wiem za dużo o samotności, więcej niż bym chciała wiedzieć. Dlatego, wiem o czym mówisz. Mnie tez pomaga morze. A kiedy jestem daleko - wspomnienie morza i cudownych chwil.
Nic mądrego nie da się powiedzieć w niektórych sytuacjach, ale wielu ludzi myśli o Tobie. Niech te myśli Cię otulają w gorszych chwilach.
wiesz, dzieki tobie chyba zaczne gotowac. ten chlodnik... te marchewki..
Sciskam cieplo i przesylam cieple mysli..
usiade cichutko kolo ciebie
i jesli byloby mozliwe
przytulam cie
stuttg
Pau, Słoneczko dobrych myśli ślę.
Przytulak wieczorny.
"Tam" i "tu". To nie chodzi o konkretny adres tego "tam"... Kilka razy (nazywam, ze) zostalam Obdarowana, bo bylam "Tam" ... Cudenko...
Nie choruje na nic powaznego, zarowno ja jak i moi bliscy jestesmy zdrowi, sprawy mniejsze i wieksze mam mozliwosc realizowac i zyje mozna nazwac "bez ograniczen" zyciowych...
Jednak jestem "Ograniczona",
nie umiem tak sprawic by znow, by "Byc Tam"... To bylo jak Poczestunek Zyciem, ktore Jest, gdzies "Tam"... gdzies...
Jest tesknota za tym "Tam",
a najbardziej pragne aby to "Tam" bylo "Tu",
by "Tu" stalo sie, przeobrazilo sie w "Tam"...
by Cale "Tu" bylo "Tam"...
Ty masz wiele ograniczen w zwiazku z choroba, "Tam" moglas Wszystko...
Mnie nie ogranicza choroba, ale "Tam" jest "Cos" czego Brakuje "Tu" ... Odczuwam to "Tu" jako Nie Cakowite, "niepelne" , brakuje tego "czegos", tesknie za " Tam"
Ten Twoj tak bardzo intymny skrawek rzeczywistosci, ktory chcialabys Zyc z Kims mysle, czy raczej czuje, ze nie przez chorobe jest on pusty tylko przez ludzki strach... Nie Twoj strach, Ty Zyjesz Pelnia Zycia Tu Teraz...
Niby niedorzecznosc, ale tylko z pozoru. Ty Zyjesz Cala Soba kazda chwila Tu I Teraz, Ciebie choroba ogranicza o wiele wiele mniej niz ...np. kogos kto czuje chec bycia blizej z Toba, ale choroba odstrasza...
Wierze, ze Zrowiem fizycznym zakonczy sie ta "walka". Wierze, ze to "po cos" sie dzieje, dla Twojego "wewnnetrznego wzrostu, ewoluuowania". Wierze, ale pewnosci przeciez nie mam. Jakis 1 procent, moze mniej niz jeden procent, ale jednak jest moj rozum, ktory mowi, ze moze sie myle. Rozum juz nauczyl, ze kazdy czlowiek jest omylny i dlatego ten jakis procent tej Calosci Wiary jest niewypelniony, bo zaburzony przez rozum.
Bycie z chora osoba tak w tym najbardziej intymnym "miejscu" to tez ten jeden procent, czy pol procenta niepewnosci jak sie skonczy... Bedac tak blisko z Toba dana osoba, ten Ktos nie moze byc mniej dojrzala wewnetrznie osobowoscia niz Ty, bo nie bedzie potrafil. Tak ja to czuje.
Twoja choroba to "widzialne" znaki zapytania.Ot takie niby malo wazne, a jednak znaczace znaki zapytania. Plany na przyszlosc? Kwestia przyzwyczajenia sie, przywiazania... i inne tp.
Byc z Toba tak naj naj bardziej , naj...blizej... to nie to samo co ze zdrowa dziewczyna. Gdy oboje zdrowi, to nie maja w planach ciezkich, trudnych chwil zycia razem, ale tworza "lekkie", takie plany, w ktorych trudnosci nie przwiduja.
Czesto wychodzi tak, ze to nie milosc, a przyzwyczajenie, przywiazanie. Czesto wychodzi tak, ze ci, co sa ze soba tak naj, naj bardziej...naj blizej, to Prawdziwie nie sa ze soba. Zycie jak rzeka plynie i przynoszac rozne doswiadczenia pokazuje nam nas samych.
Ale choroba Twoja nie musi byc przeszkoda... Tylko tak malo jest ludzi na tak "wysokim" stopniu wewnetrznego dorastania, a przeciez tylko ktos taki moze po prostu przyjac Twoje zaproszenie i sam Ciebie zaprosic...
Choroba nie jest przeszkoda. Choroba jest jak "znak" przed ktorym czlowiek sie zatrzymuje... by przemyslec czy jest gotowy isc dalej... Ten kto bedzie szedl z Prawdziwa Miloscia i Prawdziwie Wolny (w Czuciu) przystanie na chwile, by isc dalej do Ciebie...
Jako zdrowa...mozna wypelnic to najbardziej intymne miejsce raczej latwo, ale dosc czesto nie jest to Prawda ta Jedyna, ktora Jest.
d.
Rukola i truskawki razem? Chce to sprubowac. Dzis jadlam rukolle minutke podduszona, zmiksowana i jajko w cwiartkach. Zielono, zolta pychotka. A na deser truskawki. A u Ciebie taki ciekawy przepis, ze az... doczekac sie nie moge... Dzieki za ciekawe przepisy :)
d.
"Sprubowac"? Az strach, jak ja napisalam... Oczywiscie tak ladniutko chce sprobowac, przez "o" z kreska.
d.
Podobno samotność jest przeznaczeniem każdego inteligentnego człowieka. Myślisz o czymś w sposób specyficzny jedynie dla siebie, więc jesteś oddalona od wszystkich innych ludzi. Dobrze jest mieć wtedy obok siebie kogoś, kto kojarzy się pozytywnie lub przynajmniej nie wzbudza negatywnych mocji. Inaczej jesteśmy oddzieleni od świata mniej lub bardziej grubą warstwą substancji szklistej, bardziej lub mniej przeźroczystej. Czasem nawet różnica poglądów z innymi ludźmi wystarczy, żeby poczuć się od nich odizolowanym. Ciężko jest, gdy nie ma tego kogoś pozytywnego i nawet nie wiadomo, czy on istnieje choćby na odległej gwieździe. Jakoś tak bliska mi jesteś i staram się (bo chcę) czasem wyskoczyć Ci z komputera :)
Pozdrawiam serdecznie,
Tomek
Chciałabym żeby kiedyś wynaleziono urządzenie do selektywnego wyrzucania z umysłu pewnych informacji chociaż na jeden dzień. Tak bardzo bym chciała żebyś znowu tego doświadczyła..żebyś mogła wyjść spod swojego klosza i pooddychać wolnością...3mam kciuki aby tak się stało, żebyś mogła wymazać chorobę z umysłu raz na zawsze...o i abyś nie przestawała pisać bloga i dzielić się pięknem swojego Świata i nie zatraciła fascynacji nim- bo jest on piękny i magiczny :)
Hej Pau,
i bardzo dobrze, że nam tu się w sposób nieco poetycki i dogłębny wyżaliłaś. Tak jak poprzednicy, uważam , że i takie dni są nam potrzebne: dla oczyszczenia atmosfery i... obrócenia Twojego smutku przeciwko Śmieciuchowi.
( Jak nie kijem go to pałką!!! )
Uściski, a kiedy Ci będzie smutno - ponawiam zaproszenie na spacer na Kępę Potocką ;-)
Prześlij komentarz