czwartek, 1 września 2011

Od wczoraj wszystko na zawsze jest inaczej.


Od wczoraj wszystko na zawsze jest inaczej ponieważ parę minut po 13 Paulina odeszła.
Wiemy, że wszyscy bardzo czekaliście na znak od niej.
Nie pisała o tym jak jej stan się pogarsza bo nie chciała martwić Was wszystkich. 
Czuła Waszą obecność i dodawało jej to sił.
Dzięki temu blogowi i ludziom, których przyciągnął - czyli Wam, łatwiej jej było przetrwać trudne chwile.
Oddajemy Wam hołd za wsparcie duchowe i materialne. Ten blog jest dowodem na to, że ludzie potrafią sobie wspaniale pomagać. DZIĘKUJEMY z całego serca.
Dziękujemy wyjątkowemu zespołowi OIOM z Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc Warszawie, który dał Pauli opiekę na najwyższym poziomie i poczucie bezpieczeństwa.
Teraz prosimy Was o ciszę i jakby to powiedziała Paula:
'puście światełko w jej stronę'
Składamy pokłon Pauli. Leć do swoich drzew i oceanów córeczko i siostrzyczko.
Przez łzy - mama i tata,  Marta i Jacek, Konrad i Marzenka.

piątek, 26 sierpnia 2011

Wszystko się zmienia jak w kalejdoskopie. Do dziś nie miałam zabiegu. Mój oddech musi się ustabilizować, wszystko musi odbyć się bezpiecznie i pod największą kontrolą. Stymulujemy mój organizm, pobudzamy go troszkę do samodzielnej pracy. Jestem tym czasem bardzo zmęczona - bo uwierzcie mi czasem to potworny wysiłek. Oddział OIOM cycuś glancyś. Nie mogę wyjść z podziwu dla personelu w szpitalu, w którym leżę ( i w cale nie chodzi tylko o oddział Intensywnej Terapii ). Miejmy nadzieję, że każda składowa tej opieki medycznej będzie miała olbrzymi wpływ na to jak się będę czuła i na to jak będę wracała do formy. Tymczasem bardzo Was proszę o wspaniałe i ciepłe myśli (choć widzę, że wcale ich tu nie brak), cierpliwość jeśli chodzi o luki w postach (dzisiejsza obecność komputera na oddziale jest czymś dość wyjątkowym.
I tyle. Godzina po godzinie, dzień po dniu. Niech to zmierza w stronę w którą powinno.
Na zdjęciu ja i mój niebieski kciuk. Niedługo będę puszczać z niego laser i wypalać wszystkie śmieciuchy świata. Taki Plan Panie i Panowie :)
Całuje.
Jeszcze słaba, pau.

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Właśnie dostałam zdjęcie od swojego Przyjaciela. Jest w miejscu, w którym ja zawsze chciałam być. Góry pokryte lasami. Drzewa życia - tak je nazywają.  
" thousands of thoughts and blessings to you... Ch. "
Układam się do snu.
Dali mi jeszcze dziś odpocząć. I dobrze, bo dwa ostatnie dni byłam bardzo słaba. Jutro kolejna przeprawa. Moja kapliczka z kontaktów, Świętego Obrazka, TLENU i kilku medalionów szczęścia będzie dziś moją oazą spokoju. Jest mi lepiej. Może dlatego, że przyjęłam dziś pokaźną ilość kroplóweczek. Czuję się lepiej, zwłaszcza, że zaraz przyjedzie moją najwspanialszą MamĄ, razem się wykąpiemy, spróbujemy coś zjeść, przytulimy się do snu i będzie cacuszko. Mówię Wam. Mamy mają MOC.Wielką.
Także tego. Tfu tfu, odpukać w niemalowane, solą przez lewe ramię czy jakoś tak, warkocz czosnku na szyję i działamy  dalej.

piątek, 19 sierpnia 2011

Dziękuje Wszystkim którzy byli cały czas przy mnie - myślami, duchowo i fizycznie. Operacja sie udała. Moje senne jeszcze i nieco obolałe ciało nieśmiało się uśmiecha.
Udało się udrożnić lewe oskrzele, tak żeby płucko podjęło pracę. Częściowo. Procedurę trzeba będzie powtórzyć w przyszłym tygodniu (planowo poniedziałek), ale dużo zależy od tego jak będę się czuła.
Stawiamy małe kroki i to w dobrym kierunku - to najważniejsze.
Tak się cieszę, że trafiłam pod opiekę Profesora. Wielkie Doświadczenie, dobre chęci ale i rozwaga, ostrożność były tutaj kluczowe. Nic tylko trwać w niskim ukłonie.
Bez Was moja forma też byłaby nijaka. Jesteście moją siłą. Dziękuję. Z całego serca.I przesyłam jasny promyczek.

pau.

środa, 17 sierpnia 2011

No dobra. Czas poczynić jakieś kroki. Bronchoskopia potwierdziła i ukazała kilka chorobowych kwestii. Już jutro Pan Mistrz Profesor Magik spróbuje mi pomóc. Nie będzie to rozległa operacja polegająca na usunięciu węzłów chłonnych - na dziś i na tutaj, jest to zbyt rozległe i ryzykowne. To co mnie czeka to wszelkie próby udrożnienia dróg oddechowych i przywrócenia lewego płuca do normalnej funkcji. Również istnieje duże ryzyko, powikłań, rozległego krwawienia i niepowodzenia. Ale trzeba być dobrej myśli. Nie mam chyba też innego wyjścia. Pan Jezutek troskliwie zerka z obrazka przy moim szpitalnym łóżku. Musi być dobrze. Będzie. Wierzę w to z całych sił.
To tylko jeden etap leczenia, któremu powinnam się teraz poddać. Ale robiąc małe kroczki może uda się dojść do celu. Nad resztą będziemy główkować za jakiś czas.
Całuję bardzo mocno.
pau.




poniedziałek, 15 sierpnia 2011

To dłużące się milczenie było spowodowane niczym innym jak przeniesieniem do innego szpitala - to raz. Dwa - kradną w nim na potęgę, więc nie chcąc sobie dokładać kolejnych zmartwień wyzbyłam się wszystkiego, co mogłoby kogoś podkusić i zostałam z książką i gazetami.Dziś odwiedziny brata chwilowo ratują sytuację.
Czuję się dobrze. Jak najczęściej staram się pionizować ciało - które po 2 tygodniach leżenia, miałam wrażenie zaczęło się rozleniwiać. Dziś pierwszy raz od dłuższego czasu obudziłam się bez bólu, co było bardzo przyjemne. Długi weekend w szpitalu się dłuuuży. Nic się nie dzieje, żadnych badań. Trzeba czekać. Od jutra ruszamy z grubej rury, bo czeka mnie bronchoskopia. Nie jest to jedno z moich ulubionych badań, ale jeśli ma tylko pomóc w podejmowaniu ważnych decyzji - zacisnę zęby. Od jej wyników też wiele zależy, więc przytrzymajcie kciukaski proszę. Na szczęście.
Dalej zdrowo jem, dużo śpię, czytam, rysuję i marzę o chwilach, w których będę mogła zapomnieć o tej chorobie.
Przynajmniej częściowo.