wtorek, 22 lutego 2011


W Bostonie znów zimno. Na szczęście nie ma ani jednej chmury na niebie, więc w drodze na cotygodniową morfologię do Dana Farber mogłam się rozkoszować już mocniejszymi, prawie wiosennymi promieniami Słońca.
Czuję się bardzo dobrze. Weekend spędziłam intensywnie. Miałam okazję uczestniczyć w wykładach Mistrza Yang Jwing Ming'a na temat Qi gong, zdrowotnym wpływie ćwiczeń, odpowiednim oddychaniu i całej filozofii z tym związanej. Nigdy nie spotkałam takiej osoby. Mistrz zrobił na mnie wielkie wrażenie, chwycił za serce swoim pozytywnym nastawieniem do życia i utwierdził w przekonaniu, że droga którą niepewnie czasem stąpam jest bardzo dobrym kierunkiem. Jestem bardzo wdzięczna za opatrzność, która pozwoliła mi uczestniczyć w tym wydarzeniu. W następny weekend, kolejna część seminarium.

Dziś oddając krewkę na badania spotkałam najbardziej pozytywną "pielęgniarkę" na świecie. Ciepły przyjazny typ cieszący się z każdej sekundy życia. Nie mogłam nie zrobić mu zdjęcia (spójrzcie na znaczek przypięty do lewej części koszuli !!!). W nagrodę dostałam różowy bandażyk a krótkie spotkanie zakończyliśmy pełnym zrozumienia spojrzeniem i szerokimi uśmiechami.

Słuchajcie. Jeszcze 9 dni do mojego powrotu! Dni lecą na łeb na szyję. Zanim się obejrzę będę siedzieć w samolocie. Zaczynam się tym bardzo ekscytować. Jajks! Będzie się działo. Zamawiam (również w imieniu Was wszystkich) Wiosnę na 4 marca. Koniec. Kropka.

czwartek, 17 lutego 2011


Ależ dzisiaj jest cudownie. W Bostonie 15 stopni Celsjusza. Ptaki ćwierkają, słońce świeci a ja mogę zapomnieć o czapce i rękawiczkach. Wszystko budzi się do życia, nogi same chcą skakać, a płucka wdychać ciepłe powietrze.
Tutaj zima trwa zazwyczaj do końca kwietnia. Taki dzień przydaje się każdemu. Mimo świadomości, że za dwa dni będzie dokładnie to ... co dzieje się u Was w Polsce, wszyscy są szczęśliwi.
Ja też. Dzień leci za dniem. Myślami już prawie przy walizkach. Prawie, bo zdałam sobie sprawę, że przed ekscytującą podróżą czeka mnie PET, tomografia i raport z tego co w "trawie piszczy." Będzie dobrze? Stabilnie ? A może nie?
Nie wiem. Staram się nad tym nie pochylać. Dziś głowę mam wysoko a wzrok wędruje za kluczem przelatujących bernikli.

poniedziałek, 14 lutego 2011

Bardzo się zżyłam z otaczającymi mnie ludźmi. Tęsknię za rodziną, przyjaciółmi i swoim domem, ale jak pomyślę o tym, że już za 18 dni mam się spakować i wrócić - czuję się rozdarta. Żal trochę ściska serce. Ale to chyba całkiem normalne. Niezależnie od tego gdzie się udajemy, zawsze nam smutno opuszczać miejsca, po brzeg wypełnione przyjemną atmosferą i domowym ciepełkiem.

Z drugiej jednak strony, nie mogę przestać układać planu na dni, zaraz po przylocie do Polski!
Po tym jak wyściskam swoich rodziców, rodzeństwo, futrzane dzieci i przyjaciół, czeka mnie sporo pracy. Czuje się całkiem silna i zdecydowanie gotowa by sprostać marcowo - kwietniowym założeniom, tym bardziej, że niemal każdą chwilę wykorzystuję tutaj na odpoczynek, spacery, ćwiczenia.
Co do ćwiczeń - korzystam z faktu, że w Bostonie znajduje się główna siedziba szkoły tai chi YMAA i chodzę na zajęcia. Jestem tak szczęśliwa z tego powodu, że ciężko mi to opisać. Nowi ludzie, nowi instruktorzy, mistrz Yang (!!!) są postaciami nieocenionymi. Bardzo doceniam fakt, że spotykam ich na swojej drodze. I bardzo się tym ekscytuje. :)

Jestem bardzo szczęśliwa. Mimo, że walentynki spędzam sama (choć towarzystwo dwóch włochatych dżentelmenów Buchiego i Munchiego nie ma sobie równych) czuję w sobie duży spokój i promieniujące ciepło. Trzymam się tego i z pogodą ducha spoglądam w najbliższą przyszłość.

sobota, 5 lutego 2011



1% = rak busters!!!!



Dzięki pomocy Fundacji Św. Mikołaja w tym roku można przeznaczyć 1 % na moje leczenie.
Nie kosztuje to nic, no, może chwilę uwagi.







W tym roku, w odpowiedniej rubryce ( w zależności od rodzaju PIT) wystarczy wpisać:

- numer KRS fundacji: 0000 126602

-
kwotę odpisu nieprzekraczającą 1% podatku należnego po zaokrągleniu do
pełnych dziesiątek groszy

- i najważniejsze, trzeba wpisać w pkt. N. "Informacje uzupełniające", 128 "Cel szczegółowy 1%"- tekst:
" NA LECZENIE P. PRUSKIEJ"


Link do wzoru wypełnionego formularza PIT!

Już na samym początku stycznia rok 2011 stał się dla mnie wyzwaniem. Rzadkość typu mojego nowotworu, jego progresja, małe możliwości ( w moim przypadku) polskiej służby zdrowia i konieczność zmiany leczenia zmusiły mnie by na jakiś czas wyemigrować z kraju i poddać się experymentalnej terapii. Daje mi to wielką szansę na życie. Największą z możliwych !!! Już niedługo będę mogła wrócić do kraju (jeeeeee!) zza wielkiej wody, co jest powodem wielkiej radości. Warunkiem jednak są bardzo częste kontrole, które będę musiała odbywać w klinice NIH (National Institute of Health) w Waszyngtonie. Nie jest to typowa sytuacja dla młodej osoby, ani nawet starszej, jednak bardzo typowym jej elementem jest niestety forska - niemałe koszty związane chociażby z przelotami (buuuuu!).
Jeśli ktokolwie
k z Was chce w jakiś sposób przyłączyć się do mnie, a wierzę, że właśnie tak jest - niech zostanie moim extra rakbusterem i rzuci procencikiem w moją stronę (proszę proszę pliz bardzoooo) !!! :)

Ludziska na poważnie. Jeśli tylko możecie, wypełniajcie, rozsyłajcie, pytajcie znajomych... i znajomych znajomych. W tym roku naprawdę tego potrzebuję !

Z góry dzięki wilekieeeeeeeee ! pau - rakbuster.




czwartek, 3 lutego 2011


Do Bostonu dotarłam chyba jakimś cudem. Gdy dojechałam na lotnisko powiedziano mi, że odwołali wszystkie loty do mojego ukochanego miasta... aż do piątku. Za poradą kierowcy NIH'owskiego autobusika pognałam na dworzec kolejowy i złapałam pierwszy lepszy pociąg w tamtą stronę. Po 7 godzinach tułaczki - udało się. Byłam w domu. Następnego dnia komunikacja została sparaliżowana, więc czułam się jakbym wygrała wyścig z czasem.
Konsultacja przebiegła pomyślnie. Morfologa "bryliantowa", doktór pozwolił mi przyjechać na kontrole dopiero za miesiąc. Od razu przyszło mi do głowy, że może jest to okazja aby wrócić do Polski... ale nie. Mam być w pobliżu.W Stanach w sensie. Zresztą zmiana daty powrotu jest bardzo kosztowna, zwłaszcza jeśli chodzi o najtańsze loty jakie można znaleźć w internecie. A bilet już kupiony (jajks!). Jak nie będzie dramatu w wynikach tomografii ( planuję, że nie będzie ), wrócę 4 marca.
Przyzwyczaiłam się do myśli, że spędzę tu kolejne 4 tygodnie. Więc tymczasem popijam zieloną herbatę i odpoczywam.

wtorek, 1 lutego 2011


Deja vu? Otworzyłam dziś oczy w dziwnie znajomym pokoju. Te same niebieskie kapy, te same kolorowe zasłony, lampy i meble. Niestety nie jest to jedno z pomieszczeń domu moich bostońskich przyjaciół. Hotel ośrodka NIH jest bardzo przyjazny, ale za każdym razem jak tu jestem czuję się odcięta (mentalnie) od całego świata. Może to kwestia tego, że cała ta medyczna osada nie dość że jest oddalona trochę od Waszyngtonu, to jeszcze odseparowana od całej Bethesd'y. Może też krótka, ale samotna podróż sprawia takie wrażenie? Nie wiem. Wiem za to, że Internet ratuje mi życie. :) Jestem już po szybkiej morfologii. Mam chwilę by zjeść ciepłe śniadanie i skrobnąć coś tutaj. Za minut kilka czeka mnie konsultacja, kolejnych tysiąc papierów do podpisania, odbiór leków i podróż powrotna. Większa część kraju przeżywa dziś wielkie śnieżyce. Mam nadzieję, że nie utrudni mi to powrotu do domu - niewątpliwie pod dachem J&E właśnie tak się czuję. Forma - bardzo dobra, zobaczymy czy wyniki morfologii to potwierdzą. Jestem jednak dobrej myśli.