środa, 23 grudnia 2009


Peace please!

Kochani z okazji Świąt życzę Wam wszystkiego dobrego.Spokojnych i miłych chwil,w ciepłej atmosferze.Zdrowia(bo czegóż ja mogę Wam życzyć!),uśmiechu(a jak!),odnajdywania szczęścia nawet w ciężkich chwilach.Żeby każdy z Was mógł wydreptać swoją wymarzoną ścieżkę,żeby życiowe sople rozpływały się z dotykiem promieni słońca,żeby każda chwila była Waszą wygraną.
Żeby wierzyć w to, że niemożliwe jest niczym,a każda gwiazda może być Wasza-jeśli się tylko po nią sięgnie.Żeby zrozumieć o czym mówi wiatr,żeby czuć się jak lecący żuraw,uwolnić się od natręctw i zawiłych myśli.
Miłości,pokoju i serdeczności,choć tych,śmiało mogę powiedzieć ,Wam nie brak.
Całuję wszystkich mocno i jeszcze raz bardzo bardzo dziękuję za to co dla mnie zrobiliście i dalej robicie.Anioły moje stróże - wesołych świąt!


O,i życze Wam jeszcze zdrowej pau,mogę? :)


czwartek, 17 grudnia 2009

JUHUUUUUUU!


Korzystam z okazji i okupuje jakiegoś kompa w kafejce internetowej.Byłam rano.
Odebrałam.Wyszarpałam świstek papieru,a na nim notka o tym, że moja choroba jest stabilna!Dropsy jak były tak są ale przestał dziad rosnąć.Przestał się rozwijać.Przynajmniej póki co.
Bardzo się cieszę z takiego wyniku,bo (UWAGA!) był przecież miesiąc(licząc od wrześniowej tomografii), w którym nie brałam żadnych leków!!!
Więc rączki do góry,cieszymy się wszyscy razem,kręcimy aniołki na śniegu(czyż nie jest cudownie?) a ja w nagrodę lecę kupić kilo ekologicznych marchewek! :)
juuuhuuuuu!

wtorek, 15 grudnia 2009

Dziś bez fotki i na szybko.

Większość dnia spędziłam w centrum onkologii.Badania krwi,oczekiwania na tomografie,drobne formalności.Najważniejsze, że badanie już za mną.Teraz część bardziej stresująca-wyniki.Otóż wyniki odbiorę w czwartek...

Boję się...wiecie czego?
Nie,nie tego, że będzie ze mną źle.Ze mną będzie dobrze,niezależnie od tego co te badania pokażą.Już jest dobrze.Podobno.
Boję się paniki,w razie nienajlepszych wieści.Rzecz jasna(choć może nie do końca) nie nastawiam się na czarny scenariusz.Na nic się nie nastawiam.Bo tak najłatwiej.Najrozsądniej.Najbezpieczniej.
Najbardziej boję się paniki,która może wkraść się w umysły otaczających mnie ludzi.Boję się ,bo nie wiem czy jestem na tyle silna(na dzień dzisiejszy) aby móc rozwiać czyjeś wątpliwości. Boję się słabości innych bo nie wiem jak im zaradzić.Jest taki sposób?Może wystarczy sie uśmiechnąć?Nie wiem.

Co by się nie działo,to się nie bójcie.To wtedy ja przestanę.I będziemy wszyscy szczęśliwi.Dobra?To uczciwy deal?To tak na wszelki wypadek :)


Cieszy mnie fakt, że te poupychane myśli co niekoniecznie lubią wyskakiwać na zewnątrz-ujrzały światło dzienne.W końcu.W głowie robią sajgon,więc niech se siedzą tu na blożku.
Mimo lekkiej ganianiny, która zakradła się do mojego życia codziennego,czuję sie rewelka.
Ćwiczę,medytuję,jem.Ooooo psze Państwa-jem, słowo honoru!Zasysam.Wszystko co się rusza.Rusza,pachnie,kusi wyglądem.Oczywiście dalej stosuję się do dietki.
Teraz leżę,ciepełko w środku,cisza w domu,dwa koty na brzuchu i moje dwadzieścia parę wypierdków :)
No i uśmiech oczywiście.Bez tego to rzadko ostatnio!

poniedziałek, 14 grudnia 2009


Mrozek.


Kolejne dni,a z każdym coraz większy mróz.W powietrzu czuć święta.W centrach handlowych prezentowy szał ,przed którym chyba staram się uchronić.Przeraża mnie taka ilość ludzi w jednym miejscu.Póki co,wolę mokotowski kącik.
Majkel na wyjezdnym,a ja ganiam to tu to tam załatwiając różne rzeczy,studiując i spotykając się z przyjaciółmi.Skutecznie wypełniam sobie czas by nie myśleć o zbliżającej sie tomografii płuc.Tak,15 grudnia wycieczka do ursynowskiego CO.Samego badania się nie boję,bo oprócz litra kontraściku i spędzenia kilku minut w "tomografowej tubie" nie dzieje się tam nic ciekawego.Gorzej będzie gdy dzień,bądź dwa dni później trzeba będzie odebrać wyniki.
Taaaaaa.
Ale.Ale ale,podczas terapii Simontona(którą polecam każdemu choremu!) nauczyłam się jakoś z tym radzić.Staram się nie myśleć co będzie w przyszłości,nie rozpamiętuje rzeczy które już za mną.Skupiam się na tym co dziś,co teraz ,co już.I choć dziwne myśli czasem przychodzą,tooo trzeba je rozgonić.Światłem,zajęciem,rozmową,medytacją.Czymkolwiek.By nie krążyły nad głową jak stado sępów nad ucztą hien.
W styczniu jadę na konsultację do Bostonu.Będziemy podejmować decyzję co dalej,jak ma wyglądać mój plan leczenia-bardzo zależny od wyników badań.Lekarze są ciekawi mojej kondycji,przebiegu kuracji Sutentem,stanu mojej pooperacyjnej blizny,tego co w środku i co na zewnątrz.
No i tyle.Koty szaleją,ganiają,rozrabiają.Turlają,zrzucają.I wydają dziwne dźwięki.Może takie przedświąteczne?Wigilia zapowiada się bardzo rodzinnie.To był dla nas ciężki rok,ale ale,jesteśmy cały czas razem co jest dla nas nie lada powodem do wielkiej radości.

Dobra,idę ogarnąć nieustające ssanie w moim żołądku.Nie mogę stracić na wadze.Mama by była niepocieszona :)
calus!

niedziela, 6 grudnia 2009





Dietka.


Kolejne dni upływają dość spokojnie,choć wiele się ostatnio dzieje w moim życiu.
Spokojnie,może przez stan harmonii,emocjonalnej równowagi...tam...w środku.
A plan napięty bardzo,i bardzom rada,że tego fizycznie i psychicznie nie odczuwam.Zmęczenia w sensie.
Dwa czy trzy tygodnie temu poznałam pewną wojwoniczkę ,której notabene oblicze ukażę pewnie już wkrótce.Wojowniczkę ,która sprawiła ze mój proces zdrowienia stanie się jeszcze lepszy.Będzie dokładniej dopracowany.Nabierze rozmachu.Stanie sie realniejszy niż dotychczas.
Za sprawą właśnie tej dziwczyny...nazwijmy ją K-fighter,trafiłam w miejsce bardzo istotne.

Vimed.
"Centrum medyczne VIMED to pierwszy w Polsce ośrodek wczesnej profilaktyki zdrowotnej oparty na idei optymalnego dostosowania diety pacjenta do jego indywidualnego genotypu. Misją VIMEDU jest zapobieganie chorobom oraz rozwiązywanie problemów zdrowotnych, a także dotyczących urody i samopoczucia pacjentów. Stosując unikalną diagnostykę ukrytej nietolerancji pokarmowej konsultacje medyczne i dietetyczne oraz najnowocześniejsze zabiegi fizjoterapeutyczne VIMED zyskał uznanie setek pacjentów, którzy znaleźli tu rozwiązanie swoich skomplikowanych, często uciążliwych i przewlekłych problemów."
W czwartek pobrano mi krew.Dokładne,specjalistyczne badania,a w piątek odbyła się konsultacja z panią Lidią Trawińską.
Przedstawiono mi 150 najczęściej spożywanych przez nas produktów.Spośród nich,na podstawie wcześniej zrobionych badań krwi,wybrano te których jeść nie powinnam,które mogę chapnąć od czasu do czasu,i te które nalbardziej służą mojemu organizmowi.
Dieta, na której byłam dotychczas była bardzo słuszna.Niemniej jednak wkradła się do niej rutyna.Część produktów zalecono mi odstawić,zacząć sięgać po nowe.Wymaga to większej uwagi w moich kuchennych podbojach,więcej skrupulatności. Planowania.Ale to rzecz żadna,bo ma mi to pomóc.Sprawić,że będę się czuć jeszcze lepiej niż do tej pory!Ma tak wzmocnić mój układ immunologiczny,że potnie śmieciucha na kawałki.W dużym skrócie, rzecz jasna.
Poza tym na konsultacji usłyszałam, że mam bardzo silny organizm.Może to zasługa mojego trybu życia?Może Waszych zaciśniętych kciuków.Może kilku innych czynników,a może wszystkich na raz.
Najważniejsze dla mnie jest to,że kolejny raz trafiłam na ścieżkę,którą idąc, znów zrobię kilka kroków w kierunku zdrowia.Pięknie,co?

Klinika Vimed zgodziła się wykonać mi wszelkie badania,konsultacje i zabiegi za darmo,w ramach akcji "Sprzątnij śmieciucha".Mogę ich więc oficjalnie nazwać rakatakującymi osobnikami!Nie ukrywałam łez wzruszenia.Niski ukłon w stronę kliniki,i Pani Lidii,czapka z głowy,całuję w rączke i takie tam.Uprzejmości. :)
Wielkie dzięki.Naprawdę wielkie.

wtorek, 1 grudnia 2009

Koncertowo.

W ramach terapii muzyką i wdrażania cotygodniowego elementu rozrywki jutro wyruszam na KONCERT PREMIEROWY "PIGS_JOYS AND ORGANS" Jacka Lachowicza.Wszystkich zainteresowanych jego muzycznym kunsztem gorąco zapraszam- ja,o!
Koncercik W słynnym CBA(Centralny Basen Artsytyczny) ul. M. Konopnickiej 6
Środa,2 grudzień ----> start godz.20:00

więcej info --- http://www.myspace.com/jaceklachowicz

sobota, 28 listopada 2009



Stodółka.




Upływają kolejne dni pełne słońca.Wszelkie życiowe chmury rozpływają się z dotykiem promieni.
Wczoraj przemiły wieczór w zaludnionej Stodole.Muniek kręcący bioderkami,i wysyłający buziaki do widowni,Zbyszek Hołdys z tekstem i melodią uderzającą prosto w serce(że o kapelutku nie wspomnę,bo serce me rozpuścił),Kora w swoim żywiole z Szarymi Mirażami.Stodółka pełna szału,do tego latające kubki z rozpryskiwanym po wszystkich złotym wywarem.Tańce,podskoki,zabawa w pełnym wymiarze.Nie mogłam zostać długo,w pewnym momencie zrobiło się za gorąco,za ciasno.Niekomfortowo ,żeby nie powiedzieć niebezpiecznie.
Ale wieczór niezapomniany.Zasypiałam z uśmiechem na ustach.

poniedziałek, 23 listopada 2009


Sentymenty i pragnienia.

Wspaniale było znów poczuć na sobie chłód zakładanego stroju szermierczego.Kształt belgijskiej rękojeści trzymanego floretu.Spróbować wykonać parę pokracznych kroków.
Nie jestem już sprawna jak kilka lat temu.Noga nie wykonuje wszystkich ruchów do jakich chciałabym ją czasem namówić.Zatapiając się w obrazach,wspomnieniach związanych z szermierką,przez głowę przemyka cień tęsknoty.Gdy wstaję i otwieram oczy szybko się z niego otrząsam.Jak kurz strzepywany z ramienia,rozpływa się w powietrzu.
Wydaje się, że sentymenty i pragnienia są nieodłączną częścią naszego życia.Jednak dopiero ich brak czyni człowieka bezgranicznie szczęśliwym.Nad tym ostatnio pracuję.
Dziś odbyłam kolejną wycieczkę do CO na Ursynowie.Wyniki krwi mam na tyle dobre, że kolejne badania mogę zrobić za miesiąc.Miło było wyjść stamtąd z uśmiechem.

czwartek, 19 listopada 2009



Akcja.

Akcja śmieciuchu przepadnij trwa dalej. Mało się o nim teraz mówi,mało o nim myślę,co wydaje się pewnie dziwne gdy całe moje teraźniejsze jest podporządkowane antyrakowemu trybowi. Ale dobrze mi z tym.Za dużo myśli często przeszkadza,a wszelkie działania których się podejmuje są wycelowane prosto w moje dwadzieścia parę płucnych (przepraszam za słowo) wypierdków. Na nic mi one,ale do póki są do póty trzeba je mieć na oku. Energii mi nie brak,naprawdę świetnie się czuje.Oprócz aspektu fizycznego jest jeszcze ten drugi,mentalny.Mam dziwne poczucie tego ,że moja dusza się odradza.Trafiła na właściwą ścieżkę,i choć to dla niej bardzo nowe,to i bardzo dobre zarazem.Czuję bezgraniczną harmonię w ciele i umyśle.Może jest to wynik zwiększonej liczby medytacji i wizualizacji.Może to równowaga między czasem który chcę poświęcać sobie,a chwilami przeznaczonymi dla innych.Może to moja dieta,może poczucie sukcesu.Udanej operacji,jako takiej kontroli nad chorobą.Może wszystko to. Chciałoby się trwać w tym stanie bez końca.I włożę bardzo dużo pracy by rzeczywiście tak się stało.Na horyzoncie jednak widzę coś co zbliża się wielkimi krokami.Nie wiem czy będzie to dobre,czy będzie to przykre.Wiem.że będzie się wiązało z dużym przypływem emocji. To coś to pierwsze po operacji badania kontrolne płuc.Co na nich zobaczymy?

Kolejny tydzień upływa.Właśnie wróciłam z tai chi.Niesamowitym doświadczeniem są te zajęcia. Moje ruchy rzecz jasna są trochę ograniczone.Zwłaszcza gdy ciężar ciała chwilami przeniesiony jest na prawą nogę.To mi jednak nie przeszkadza.Uwielbiam w pełnym skupieniu szukać drogi najlepszej,najzdrowszej i najbezpieczniejszej dla mojego ciała,by jednak daną formę wykonać.Udaje się.I to jest w tym najmilsze.Naprawdę dużo uczy. Jutro wizyta u mojego Duchowego Guru,Jarka J.Wysyłam Wam dużo światełka.

piątek, 13 listopada 2009

Dzień wczorajszy?


Pęd,bo biegiem nazwać to za mało.Kilka spotkań,kilka spraw przerodziło się w napięty bardzo plan ...
Oprócz tego, że z czasem byłam bynajmniej w ...polu,to dziecko zacząło się spóźniać na spotkanie z Sorensen,mistrzynią sztuki reflexologii,która przez chwile gościła w Polsce.Gdy z wywieszonym jęzorem,niemal przekroczyłam linię mety,wyznaczonego sobie wczoraj celu....zabrakło mi benzyny.Pedziocina moja poczciwa,stanęła na środku skrzyżowania i żeby nie rycerz którego chyba sam Bóg mi zrzucił z nieba(choć to może wpływ zacnego Faithpro),nie ruszyłabym z miejsca nawet o milimetr.Jak zapewne się domyślacie,ciężko mi by było pchać czterokołowego kloca.
Koniec końców,zdążyłam.
Spotkanie się odbyło,nawet fote zrobiłam. Tak dla ubarwienia dnia telefon przestał mi działać.
I jak się okazało dziś, działać pewnie nie będzie.A jeśli będzie to moge zapomnieć o kontaktach,pamiętnych smskach i fotach,żesz kurcze blaszka no.Moich blożkowych zdjęciach.Najukochańszych.

A we mnie co?Spokój.Spokój ,uśmiech ,światło. Jak to się dzieje?

Dziś pierwszy dzień rehabilitacji w wodzie.Obaczym.Dam znać za niedługo!
Całus!
pau.

poniedziałek, 9 listopada 2009



Marzenie.


Chciałoby się powiedzieć,że wobec choroby jaką jest rak ,wszyscy jesteśmy równi.I przez moment rzeczywiście tak jest.Wszyscy przechodzą biopsję,wszyscy z wielką nadzieją czekają na wyniki,i wszyscy ,których ta choroba dotyczy,muszą się o tym dowiedzieć.Niestety.
Niestety,ale zaraz potem przychodzą chwile kiedy ta równość staje się nie do końca wyraźna.

Różne są mechanizmy obronne stosowane przez człowieka,różnie ludzie radzą sobie ze stresem,i z faktem jakim jest choroba.Nie mogę jednak zrozumieć ,dlaczego będąc w sytuacji powiedzmy podbramkowej,mając duże pole manewru, które nie ogranicza się tylko na zastosowaniu,chemioterapii czy naświetlania,80% osób chorych tego nie wykorzystuje.
Dieta i jej tysiąc elementów,psychonkolog,medytacje,wizualizacje,ćwiczenia,zgłębianie wiedzy na temat antyrakowego świata,reflexologia,muzykoterapia,terapia tańcem,koloroterapia,relaks i wiele wiele innych rzeczy.
Nie wiem czy wynika to z nieświadomości ludzi, zbyt małego rozpromowania materiałów, które są bardzo pomocne(książki,np. Atyrak,filmy edukacyjne,broszury,spotkania w wielu fundacjach),czy z obojętności wobec siebie.
Ale marzy mi się nasz kochany kraj, w którym nie koniecznie zmieniają się warunki w szpitalach,choć to bardzo polepszyłoby komfort przyjmowanych pacjentów.Tak, byłoby cudownie,ale każdy wie jaka jest sytuacja w Polsce.Na to nie licze w najbliższym czasie.
Marzy mi się obrazek, w którym wspólnie jako społeczność,jako kraj,jako grupa ludzi gdzie każdy z każdym stoi ramie w ramie,zmieniamy oblicze raka.
Chciałabym dowieść kiedyś,choć pewnie porywam się z motyką na księżyc,że niemożliwe jest niczym.Że każdy z nas,chorych na raka może z tą chorobą wygrać.Może ją kontrolować.Może z nią żyć.
Może nie tylko się leczyć farmakologicznie.Może wykorzystać pobyt w szpitalu na kupno książki Antyrak,albo Simontona,czy wielu wielu innych.Przeczytać i zacząć bój.Może zamiast fanty pić wodę.Tak ,nawet odstawienie tego typu napoju,i pochłanianie dużej ilości czystej, źródlanej wody(bezsmakowej i bez konserwantów!) sprawia, że jest o krok do przodu.O krok bliżej Twojego zdrowia.Czy dużym wysiłkiem jest odstawienie herbarty czarnej i zainteresowanie się zieloną senchą, której picie powoduje,że Twoje komórki rakowe zaczynają się trząść ze strachu?
Czy wypicie naparu z imbiru i cytryny które, wzmocnią Twoją odporność,to aż tak dużo?Czy problemem jest zainteresowaniem się sobą.Sobą i swoim zdrowiem?Być może.Ale jeszcze większym problemem jest rak.

Dlatego apeluję do wszystkich,którzy mają związek z tym przekleństwem.Do każdego kto wie o członku swojej rodziny,że jest chory.Kto wie że sądziad ma raka,a przyjaciółce przyszło zostać amazonką.Wesprzyjcie ich,dodajcie otuchy i pomóżcie wytrwać.
Nie kupujcie ciastek na pocieszenie.

Pomóżcie za to zrozumieć fakt,że teraz bardzo dużo zależy od samej chorej osoby.Tak od Ciebie drogi wojowniku!
Od tego jak bedziesz wspierał swój organizm,który idzie na wojnę.Na śmierć i życie.

I tu równość zaczyna się rozmazywać.Bo można płynąć z prądem,stać w miejscu i nigdy się nie ruszyć.Można też rozwinąć skrzydła,i spróbować lecieć pod wiatr.Do celu,jakim jest zdrowie.
Wzbijacie się ze mną?

Dzisiejsza wizyta w centrum onkologii dość znośna,pamiętając o fakcie,że miejsce to nie kojarzy się zbyt dobrze.Tłum większy niż zwykle,krewka pobrana,czekamy na wyniki.Oprócz chęci pocieszenia(może sprowadzenia na właściwą ścieżkę) wszystkich zgromadzonych tam chorych,czułam dużo dużo energii,która nie maleje ani trochę w związku z pogodą jaką widać za oknem.

wtorek, 3 listopada 2009


QI GONG.

Ten tydzień zaczął się dość spokojnie,ale za to bardzo ciekawie.Zaraz po powrocie ze stanów mocno zaostrzyłam swoją dietę.Jeszcze większą uwagę zwracam na pochodzenie i skład produktów,żywności którą spożywam.Jeszcze uważniej dobieram zioła i przyprawy,wspomagające powrót do zdrowia.Więcej medytuję,więcej uwagi poświęcam temu jak się czuję.
Od wczoraj staram się robić coś jeszcze.Do swojego zdrowego trybu życia postanowiłam wprowadzić ćwiczenia qi gong.
O Qi gongu pierwszy raz usłyszam kilka miesięcy temu.Ktoś coś wspomniał o starej,bardzo starej technice,ruchach,ćwiczeniach,podobnych do tai chi,skupiającej się również na oddechu i energii.Energii YIng& Yang.
Nie będę wiele się rozpisywać czym dokładnie jest Qi gong,wśród Was zapewne jest wiele osób,które mają wiekszą wiedzę ode mnie.Można też wiele przeczytać w internecie.
Dla mnie najistotniejsze jest to,że wielokrotnie spotkałam się z opinią że ta odmiana Tai Chi jest stosowana w walce z rakiem!
Mało tego,podczas terapii protonowej,gdy poniosło mnie tajemniczym szlakiem na 9 (bezmedyczne) pietro(pamiętacie??),tam też w takich zajęciach uczestniczyłam!Odbyłam nawet dłuuuugą rozmowę z Panem Chińczykiem ,który ten Qi gong prowadził.
Jakiś czas temu,wstukałam w internecie,gdzie w Warszawce można w czymś podobnym uczestniczyć.
No i masz babo placek.Wczoraj pierwsze zajęcia,dziś zakwasy.Wielkie zakwasy.A jutro będą bardzo wielkie zakwasy.Ale nic to,bo choć mam pewne problemy z poruszaniem operowaną nogą(podczas ćwiczeń w sensie),to czuję że ciałko się wzmacnia.Cały układ mięśni pracuje.Żyje czyli.Miłe to to. :)

niedziela, 1 listopada 2009













Dzień bardzo rodzinny.nic więcej nie dodam.

sobota, 31 października 2009


Sobota.

Usiedliście kiedyś w swoim ulubionym fotelu i usłyszeliście takie tssssssyyyyyyyy?Że niby przywarliście do tego tworu i już wstawać nie będziecie bo jest tak przyjemnie?
To ja tak mam dzisiaj:)
W pamięci wciąż czwartkowa imprezka,gdzie znajomych kupa.W gardle zasychało od dialogów,zatankowałam chyba z 10 litrów wody,no i ok 24 jak kopciuszek pognałam do domu.Udało mi się nawet nie zgubić buta!
Spotkanie czaderskie,pełne pozytywu i wzruszeń,ale nie sądziłam,że będzie dość wyczerpujące dla mojego organizmu."Rano" obudziłam się o ... 12,i z łóżka nie wypełzłam przez większość dnia!
Nie wiem czy było to kwestią ponownego rozregulowania organizmu w aspecie czasowym(położyłam się spać w zbliżonych nocnych godzinach bostońskich),czy też ilością....niestety dyyyyyyyymuu papierochowego.Ścieło mnie z nóg,dobrze że miałam możliwość wysłuchania głoooośnej prośby mojego ciałka-człowieku opanuj się!Odpoczywałam cały dzień,a dziś wyspałam się za wsze czasy!
Kolejny tydzień zapowiada się dość sympatycznie-bo luźno.Dużo czasu to i dużo możliwości.Tymczasem weekend trwa.Chilloutujemy łepeczki.

Dzięki wielkie dla Mateo,Tomka i (Ex)Guru.!!!!!!!Było fajursko!Pokłon bardzo niski i choć mroźno się zrobiło, śmiało ściągam czapkę z głowy! ;)

czwartek, 29 października 2009


Zapraszam wszystkich znajomych i nieznajomych na imprezkę!!

Kochani,kolejne wielkie wydarzenie!!
29 października,czyli już dziś wieczorem, w Mono Barze odbędzie się wyjątkowy Jam Session z sercem. Tym razem muzyka na żywo będzie przekazem dla życia.

Szczęśliwie dobiegł końca pierwszy, bardzo ważny etap leczenia mojego ciałka. Operacja w Bostonie i naświetlania protonowe nie byłyby możliwe bez zebrania olbrzymiej kwoty 250 tysięcy dolarów.
JEDNAK WALKA O ŻYCIE TRWA DALEJ!!!
Przede mną kolejne etapy walki o życie i zdrowie; rehabilitacja, testy, badania i konsultacje w bostońskiej klinice, i zależny od nich dalszy wybór drogi leczenia.
Całkowity dochód z Jam Session zostanie przekazany na dalsze leczenie i rehabilitację.

DLA MNIE TO WYDARZENIE JEST PRZEDE WSZYSTKIM WYRAZEM WIELKICH PODZIĘKOWAŃ DLA KAŻDEGO KTO MI POMÓGŁ.W KOŃCU JESTEM W WARSZAWIE,I W KOŃCU OSOBIŚCIE MOGĘ WYKRZYCZEĆ DZIĘKUJĘ!DZIĘKUJĘ KAŻDEMU KTO JUŻ MI POMÓGŁ,I ZECHCE MI POMÓC W PRZYSZŁOŚCI.BEZ TAKICH LUDZI JAK WY,NIE MIAŁABYM SZANS ZMAGAĆ SIĘ Z TĄ PASKUDNĄ CHOROBĄ.DZIĘKI WAM WCIĄŻ ŻYJĘ,I MIMO TRWAJĄCEGO LECZENIA,ZAMIERZAM ŻYĆ JESZCZE DŁUGO....NAPRAWDĘ DŁUGO.

JEŚLI TYLKO MASZ DZIŚ CZAS I ODROBINĘ ENERGII -ZAPRASZAM DO MONOBAR

Wszystkie szczegóły na stronie MONOBAR :
http://monobar.pl/kat_rozklad-jazdy_8.html


MONOBAR
ul.Mazowiecka 11a
Warszawa
Start : 21.00 !!!!!!!!!!!!!



środa, 28 października 2009


Centrum Onkologii.


Chyba dla każdego pacjenta wizyty w centrum nie są czymś najmilszym.Zawsze owiane jednym.
Po dwumiesięcznym pobycie poza granicami kraju,wypadało się jednak w owym instytucie pokazać.Przywitać się i porozmawiać z lekarzami,omówić to co zostało zrobione i to co będzie ze mną dalej.Najważniejszym zadaniem było załatwienie formalności.Klinika nadal będzie kontynuować wysyłanie wniosków o refundacje leku,jaki wczoraj zaczęłam zażywać(powróciłam do kuracji Stentem).Działał wcześniej,miejmy nadzieje ,że działać będzie i teraz.Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie innego scenariusza,ale trzeba chuchać na zimne.Licho nie śpi,pamiętajcie ! :)
Teraz pozostaje tylko czekać na odpowiedź,co może potrwać, aaaaalllleeee dziś właśnie się dowiedziałam ,że mam jeszcze niewykorzystane 2 opakowania(przyznane mi już wcześniej,lecz nie wykorzystane z powodu operacji i leczenia w staaanach).Więc starczy na dwa mieszki.Juhu!

No i tyle jeżeli chodzi o medycyne.Teraz wskakujcie do mojego plecaka i idziemy na spacer.Pogoda w Warszawie cudowna.Jesień pełną gębą,i mam nadzieje ,że każdy dziś doładował bateryjki tym słońcem co się uśmiechało od rana.
Moje codzienne życie są coraz mniej przeładowane RÓŻNYMI rzeczami do załatwienia.W pracy człowiek niby być nie musi bo zwolnienie lekarskie cały czas przysługuje,a jednak w ciągu tych 10 dni od powrotu już kilka razy wychodziłam z domu rano a wracałam wieczorem.
Dla "rakatakującego wojownika" jest to nie lada wyczyn.Mimo że nie jest się w swoim ukochanym kącie gdzie spokój i cisza,to trzeba cały czas pamiętać o regularnych posiłkach(wg diety antyrak!!!),o sokach,o stosownej ilości płynów ,które trzeba wypić wciągu dnia,o chwili relaksu,medytacji i wizualizacji.Napięty plan co?Nie ma przebacz,naobiecywałam się, że zniszczę dziada to też lekką nieprzyzwoitością byłoby tego przyrzeczenia nie spełnić,chyba się zgodzicie ;)
No i zabiegana ,z tysiącem myśli w głowie wracam dziś do domu,a wejść nie mogę bo wielkie pudło pod drzwiami.No ładnie-myślę sobie,już nie mają gdzie śmieci kłaść tylko pod czyimś mieszkaniem.Zaglądam co w środku,nie żebym w śmieciach lubiła grzebać ale przez czystą ciekawość rozchylam kartonik a tu.....rozchylam kartonik a z najciemniejszego zakamarka mojego umysłu, który mogę śmiało nazwać swoją niepamięcią, wyłania się mail od Mistrza i Małgorzaty.
"W środę dostarcze eko warzywka,tak żeby wspomóc dietę pt. śmieciu przepadnij".
Z wielkim uśmiechem zdejmuję kurtkę,wturlam się do domu i gotuję eko obiad.
Czy mogę być nieszczęśliwa mając tyle wsparcia?I to w każdej postaci?
Do usłyszania naprawdę za nie długo-Pau,z cieknącą ślinką :)

piątek, 23 października 2009

Mój skrawek Ziemi.

Czy jesteście sobie w stanie wyobrazić wielką kulę,dajmy na to Ziemię,kręcącą się bardzo bardzo szybko?Na tyle szybko,że wokół rozmazuje się obraz,nie widać postaci,drzew ,samochodów i budynków...Jedyne co rejestruje oko to długie,ale co chwila zmieniające się pasy kolorów,których też do końca nie można zdefiniować...Gdzieś w środku tej kręcącej się kuli jest jednak mały placek.Mały skrawek Ziemi,który stoi.Stoi i się nie rusza.Jest tam zielone drzewo.Świeża trawka.Jakiś ptak na gałęzi.Latający motyl.Dwa koty.Dwa koty,słońce ,strumyk,trochę kwiatków i Słońce.Wielkie,złote Słońce...To mój skrawek Ziemi.Mój i tylko mój.Niczyj inny...
Jestem tam.Gdzieś głęboko ukryta potrzeba harmonii,nakazywała by znaleźć się w tym miejscu.
Cichym,spokojnym.
Zamykam oczy,i medytuję.Zapach kadzidła unosi się w powietrzu.Jeszcze czuję w ustach smak niedawno wypitej zielonej herbaty.
Tkwię w bezruchu przez 20 minut.Powoli otwieram oczy.I nie mogę się oprzeć cudownemu odczuciu,które rozpiera moje ciało.Nie trzeba mi nic więcej.Czuję,że wróciłam...

Przepraszam za przerwę w nadsyłaniu postów,choć wiem,że rozumiecie...
Po lekkim chaosiku który zakradł sie do mojego życia w tym tygodniu,wracam do swojego zajęcia jakim jest antyrakowy żywot.Nie ma przebacz.Nie ma rzeczy ważniejszych.Nie ma ulg,ani odpoczynku.Całe teraźniejsze życie,każdy dzień i każda chwila podporządkowana jest realizacji mojego planu.Planu wyzdrowienia...Chwilami jest to bardzo ciężkie.Bo z jednej strony wydaje się to być bardzo dużym ograniczeniem.Dość czasochłonny dobór żywności.Duży znak zapytania pomiędzy załatwieniem masy rzeczy(bardzo ważnych rzeczy) a czasem"dla siebie",własnym samopoczuciem i własnymi potrzebami...Tęsknota za ludźmi ,którzy są TAM gdzie TY nie możesz być...
Z drugiej strony jednak pytanie.Chcesz żyć?


Nie muszę odpowiadać.
Momentalnie rozwiewają sie jakiekolwiek wątpliwości co do teraźniejszego trybu życia...

poniedziałek, 19 października 2009

No i do roboty!


Jako że obudziłam się o godzinie duchów,i do tej pory nie udało mi się zasnąć (jest 4.00) korzystam z chwili i skrobię małe co nieco. Będzie mi ciężko zacząć tydzień co wiąże się z trudnościami zmiany czasu :) Nie myślałam ,że będę miała jakiekolwiek problemy ze spaniem(bo ja bardzo lubię spać) a tu niespodzianka.No ale.Zaraz spróbuję uciec w krainę snów bo jutro dzień pracowity. Jutro z rana porywają mnie do tvp2 na poranny program.Tak na szybko,żeby opowiedzieć jak to było w USA :) Potem porządki,rozpakowywanie walizek,refleksoterapia(juuupiiii !!!),popołudnie w domku iiii..... No właśnie.I rzecz bardzo ważna.Dobrze się stało,że wróciłam wczoraj bo mam okazję wesprzeć koleżankę,Kasię Ostrowską-Skubalską też bardzo młodą dziewczynę,walczącą z nawrotem choroby jaką jest guz mózgu. Jutro charytatywny koncert w klubie "HYBRYDY" przy ulicy Złotej 7/9 w Warszawie godz 18.00
WSZYSTKIE KONCERTOWE INFO WŁAŚNIE TU!
Mimo, że moje zmagania z chorobą trwają,mimo że mam przerzuty w płucach,wciąż jestem na tym świecie.Co miałoby więc stać na przeszkodzie żeby pomóc innemu?Chociaż troszkę.W miarę moich możliwości.Jeśli więc ktokolwiek może,serdecznie zapraszam. Do zobaczenia w środku! :)
No dobra.To jak obiecałam postaram się teraz zasnąć.Koty szaleją.Nocne marki.:)






niedziela, 18 października 2009

Jest pięknie.

Jest pięknie bo po brzuchu chodzi kot,a drugi chrupie kocie chrupki.Jest pięknie bo w końcu z Lubym mogę odsapnąć w swoim kącie.Pięknie bo mogłam wyściskać ludzi, za którymi tęskniłam najbardziej.Bo uśmiech nie znika mimo dużego(!) zmęczenia podróżą.Bo brat za ścianą.Wy w swoich domach a jednak ze mną.Bo ciągle oddycham.Widzę i słyszę.Żyję...
Szczęśliwie dotarłam do domu.I choć długa jeszcze droga przede mną do wyzdrowienia,to czuję,że odniosłam sukces.Pierwszy ,najważniejszy etap leczenia,jakim było usunięcie pierwotnego ogniska nowotworu mam za sobą.Czeka mnie bój z tym świństwem, które zostało w płucach.Taka specyfika choroby.Długie leczenie,i długie starania o zdrowie.
Ale to co mogę napisać do Pana Śmieciucha tu i teraz to,że kropki nad i to ja psze Pana jeszcze nie postawiłam.O nie.Ba,nawet będziecie mogli to śledzić! :)

sobota, 17 października 2009

No to Pa!

Siedzę na walizkach,Mi. szykuje obiad,a za 3,5 godziny będę już na pokładzie jambo.
Wszystkie konsultacje przebiegły pomyślnie.Umówiliśmy się z lekarzem na "randkie" w szpitalu w styczniu.Będziemy robić kolejne badania testy,planować przyszłość.
Wyniki krwi są lepsze niż były przed naświetlaniami (ha!),więc organizm w pełnej gotowości.Wie jak należy działać.
Nie o tym jednak teraz.Chciałam przesłać całusów moc,już niebawem będę w Polsce.Emocje coraz większe.Miło myśleć że będę zaraz w objęciach rodziny.Bardzo się za wszystkimi stęskniłam.Bez wyjątku.
Fajnie,że byliście tu ze mną.Skrzydła szybciej odzyskały swoją moc.Na tyle szybko,że jestem gotowa pofrunąć w ojczyste strony.Dzięki wielkie.
Widzimy się w stolicy!

:)

czwartek, 15 października 2009


Pobudka!





Jako że obudziłam się dziś dość wcześnie,a i spać dalej nie potrafię (3 dni do wylotu!) to skrobnę coś o wczorajszym dniu już teraz.
Środa upłynęła dość szybko,ale i spokojnie.W Bostonie ochłodziło się na tyle,że trzeba nosić już kurtkę i czapę na głowie(nic to w porównaniu do tego co dzieje się w Polsce!).Rękawiczek jeszcze niet. Spotkałam się z dr.Chen odpowiedzialną za naświetlania.Ku jej uciesze (że mojej to nie wspomnę),podczas terapii ominęły mnie gastrologiczne dolegliwości,których można było się spodziewać.Skóra w tym miejscu jest lekko zaróżowiona,jednak nie przeszkodziło to w procesie gojenia blizny.Przez kolejne dwa,trzy tygodnie,mam bacznie obserwować czy wygląd naświetlanej okolicy ciałka,powraca do normalności.Przyda się wspaniała maść witaminowa z Polski za którą nota bene jestem niezmiernie wdzięczna. :)
Zrobiłam też badania krwi,których to wynik mam omówić z dr.Butryńskim na jutrzejszej wizycie.
Dziś czwartek-dzień wolny od spraw medycznych.Może spróbuję się troszkę spakować...

środa, 14 października 2009


Finał.




Tak,dziś był ostatni dzień naświetlań!Odkąd pojawiłam się w "Centrum Protonowym" czuć było w powietrzu dobre nastroje mojej protonowej drużyny.Mnie też dobry humor nie opuszczał.Spotkanie pełne żartów,planów na przyszłość i wzruszeń bo wszyscy się mocno zaangażowali w przygodę pewnej Polki.Kazali sobie obiecać pocztówkę z Warszawy jak już będę w domu,wśród bliskich.Nie musieli dodawać,że mam być uśmiechnięta.Uśmiecham się bardzo często.:)
Wzięłam dziś ze sobą aparat żeby zarchiwizować ową przygodę.Było trochę z tym zabawy.
O ile cudowniej jest przechodzić przez całą moją rakową podróż z uśmiechem.Lek na całe zło.Poważnie.
Tak więc zbliża się finał pobytu w Bostonie.Muszę pozapinać jeszcze sprawy na ostatni guzik.Tak żeby móc wylecieć bez niepotrzebnych myśli,może obaw?
Wypytać o wszystko,pozapisywać wszelkie info info w sowim dzienniku zdrowienia,podziękować,ucałować i wyściskać wszystkich medycznych ludków co pomogli.
Po nocach nie opuszczają myśli o podróży do Polski.Pamiętacie uczucie,jak było się małym dzieckiem,wigilia trwa a prezenty dopiero rano??Kurcze blaszka no muszę jeszcze trochę poczekać!
Miło mi to czekanie upływa bo Mi. u boku.Ot szczęściara ze mnie.Chora(podobno!) a szczęśliwa.Taki ten świat.PRZEWROTNY!

Na jednym ze zdjęć- "kapitan proton" :)

niedziela, 11 października 2009


Ten Pan.



Ten Pan właśnie co ma serce ze stali rozpłynął się w objęciach i przyznał,że będzie tęsknić bardzo.
Przechadzam się po ulicach Bostonu,które za jakiś czas niedługo pożegnam.Pożegnam na 3 miesiące,bo prawdopodobnie będę musiała wrócić tu na kontrolę.
Powoli,bardzo powoli się pakuję.6 dni do wielkiej podróóóóżżży.
We wtorek dzień wielki.
Pan Miedziany ściska kciuki,a ja planowo kończę naświetlania.W środę badania,konsultacja.W piątek kolejne spotkanie w Dana Farber.I tyle :)
Jako ,że weekend trwa, Michał postanowił spełnić jedno z moich marzeń.Zabrał mnie na krótki seansik do kina 3d.
Na film z serii Wieloryby i Delfiny(moje ukochane stworzenia na tej ziemi-raki są takie sobie :) )
Ojej kochani.Stałam się jednym z bohaterów.Poważnie.Byłam podekscytowana jak dziecko.Ostatecznie nie ma w tym nic złego, prawda?
Wlepiona w ekran siedziałam i aż mnie tak strasznie kusiło żeby pogłaskać któregoś w ogonek.Zrobić gili gili.Ale ich głaskać nie wolno,nawet jak jest się w wodzie razem z nimi.
Odpłynęły nucąc piękne pieśni.Odpływam i ja w krainę snów.Wracam niebawem!

piątek, 9 października 2009

Tylko tyle.


Pogoda w Bostonie szaleje.Rano jadąc autobusem do szpitala,cieszę się widokiem spływających po szybie kropli.Lekka zaduma wkrada się do życia.Wchodzę do wielkiego budynku,by zrobić swoje.Po 30 minutach wychodzę,gdzie wita mnie błękitne niebo i słońce.Lubię tą parę.
Promieniowanie przebiega sprawnie .Żadnej obsuwki, 18 października będę mogła być już w domu.9 dni.Liczę każdą minutę.Myślami jestem w Polsce.
Tyle tylko.Lubię o Was myśleć :)

niedziela, 4 października 2009




Święty kamyczek.


Dwa dni temu odkryliśmy wspaniałe rzeczy.Ostatnie piętro budynku,w którym mam naświetlania,okazuje się ciekawsze niżby ktokolwiek mógłby przewidywać.Na wstępie -ogród.Nie za duży,ale piękny ogród utrzymany w konwencji azjatyckiej.Ławeczki,trawa,drzewka i orchidee.Tak by odciąć się od choroby,szpitala.Była nawet wielka beczka.Beczka z kamieniami.Przytwierdzona do nich tabliczka nakazywała wziąć jeden i zachować. No to jeden siuup,do rączki.Trzymałam go przez kolejne półtorej godziny.Przykleił się do dłoni,wyzwalał bardzo pozytywną energię,zrobił się cieplutki i milusi.Mój amulet.Na szczęście. Na piętrze tym jest ogólny zakaz załatwiania spraw medycznych.Zakaz komórek.Cisza i spokój.Jest czytelnia w której jedna ze ścian wysadzona jest książkami o raku.Cancer cancer cancer.To słowo nie znika z żadnej z okładek.Książki poruszają różne problemy.Od informacyjnych broszur a każdym typie nowotworu,do wielkich ksiąg tłumaczących procesy powstawania nowotworów.Książki o żywności i o duchowym aspekcie życia.O akupunkturze i medytacji. Zaraz obok czytelnie recepcja,a w niej wielka tablica darmowych zajęć dla pacjentów.Joga (!!!!) , Tai Chi (!!!!) ,podstawy medytacji (!!!!), masaże ,zajęcia edukacyjne,grupy wsparcia.Do koloru do wyboru.Oczywiście nie mogłoby tu zabraknąć odseparowanej sali komputerowej ,gdzie można sobie poszperać w sieci,wydrukować w razie potrzeby. Coś czuję że kolejny tydzień zleci mi szybciej niżbym tego oczekiwała,hi hi.
Teraz zjadę piętro niżej by opowiedzieć Wam o naświetlaniach.
Wszystko idzie sprawnie,codziennie o wyznaczonych godzinach zjawiam sie w Centrum Terapii Protonowej.Całość zajmuje ok.30 min.Wchodzę,swoją kartą szpitalną robię "pik pik" w komputerku.Siadam wygodnie przy stoliku,by przez chwile pocieszyć się układaniem puzzli.Kolejne 25 min - szybkie przebieranko w strój super raczka,przemarsz do proton-pokoiku iiii naświetlanko.Tyle.Po wszystkim wstaje się z mocno odciśniętą gąbką na twarzy :).I do domku.Efektów ubocznych na razie nie odczuwam żadnych.Mam nadzieję że tak zostanie. Jak to się...odpukać w niemalowane?Puk Puk.

piątek, 2 października 2009

Otwieram oko.


Jedno potem drugie.Znów się uśmiecham bo słońce przebija się przez żaluzje.Uśmiecham się i wstaję,budzę do życia.Odpalam ukochaną piosenkę M83.Sama jestem w domu to robię krótką ale jakże przyjemną potańcówkę w gaciorkach.Jak dziecko.Co mi tam.Wypijam wielki kubek naparu z imbiru i limonki.Zbliża się jesień,bakterie i wirusy zaczynają szaleć."Ładuję" swój układ odpornościowy jak tylko mogę.Biorę szybki,gorący prysznic,słońce wciąż zagląda..Majkel zaraz wróci ze sklepu.Zdrowe śniadanie i ruszamy dalej się naświetlać.
Można przyjemniej zacząć dzień?Pewnie tak.Ale mi to wystarcza.Spokój i optymizm wypełniają moje wnętrze.Oj,jak dobrze.
Kolejny tydzień powoli się kończy.Jeszcze dwa!DWA!Wszystko wskazuje na to ,że wrócę 18 października. Tak jak kupione bilety nakazują.fajo.Jeszcze troszkę.Przetrzymam.
Ajjj,mogłabym dziś fruwać.Całuję!

wtorek, 29 września 2009


PYK!

Czuć nic nie czułam,bo i tak miało być.Przyszłam,przebrałam się w szpitalne łachmanki,poleżałam w ciepłym i przyciemnionym pomieszczeniu,posłuchałam Franka Sinatry co leciał w radiu i tyle.Mogłam iść do domu.
Aż Pan się podrapał po głowie jak weszłam,bo pierwsze co usłyszał to że porobię parę zdjęć.Duuuużym uśmiechem go przywitałam,żeby nie usłyszeć że nie można(ot podstępna ze mnie żmija,aj!).Wszystko dobyło się w miłej atmosferze.Maszyna rzeczywiście wielka.Trochę jak gwiezdne wrota-fajnie bo te resztki raczydła to ja bym chętnie w kosmos...
Teraz relaxowanko,i spokojna reszta dnia.Nie przemęczam się,nie łażę za dużo by starczyło sił na 3 tygodnie.Wiecie jak to jest.A nóż...widelec.
Wiem że jestem w dobrych rękach,i poddałam sie właściwemu leczeniu.A w głowie tylko obraz pykających komóreczek.PYK...PYK PYK PYK...PYK PYK PYK PYK PYK.
I nie zostanie nic,a co!:)

poniedziałek, 28 września 2009



Tęsknoty kres.

Przedłużający się pobyt za wielką wodą, z dala od domu,rodziny,przyjaciół to coś co z narastającą tęsknotą powinno iść w parze.I szło od dłuższego czasu.
Dziś balonik pękł. Pękł,a igiełkę dał ktoś kogo Mistrzem zwykłam wołać.Złotą igiełkę.Mały skarb,w postaci filmu ze znienawidzonej(choć dla mnie teraz już ukochanej) Nokii.Film uwieczniający sobotni mecz,ludzi znanych i nieznanych,atmosferę. Nie wiem Miśki skąd się to u Was bierze.Ta niesamowita chęć pomocy komuś...obcemu przecież.To jest jak wiatr,który mknie przez świat i do nowo napotkanych wiatraczków woła "kręć się!"A one się kręcą.Wiatr leci dalej,lecz wołać nie przestaje.I cała historia nabiera rozpędu. A końca jeszcze nie widać.
Nikomu jednak to nie przeszkadza.Co i rusz spod Ziemi wyrastają nowe osoby,nowe postaci w moim życiu,które śmiało wyciągają rękę i szepcą "chodź, teraz ja Ci pomogę".Więc idę.Carl Simonton uczy- pomoc jest wszech dostępna!Poważnie jest!!! Film obejrzałam kilka razy.Zapisałam na dysku i głęboko w sercu bo wzruszył mnie potwornie. Łzy w oczach, do powrotu jeszcze 3 tygodnie,a od dłuższego czasu myślami jestem w Polsce. Ale właśnie dojrzałam do tego by śmiało powiedzieć- nie tęsknię.Nie tęsknię Kochani bo wiem,że jesteście tu razem ze mną.Nic więcej mi nie trzeba.

Wielkie dzięki dla każdego kochanego ludka ,który maczał paluszki w organizacji meczu.Dla każdego ludka co brał udział w wydarzeniu.Dla ludka DOTPAY'owca co przysponsorował całe przedsięwzięcie!!!!!BUZIA WIELKAAAA !

sobota, 26 września 2009

Aukcja.

Dla wszystkich zainteresowanych,klikając o właśnie tutaj możecie poprzeglądać sprzedane prace(kto co i za ile ;) ),na przedwczorajszej aukcji charytatywnej,która odbyła się w Muzeum Sztuki Współczesnej!!!
Jeszcze raz dziękuje wszystkim artystom i organizatrom.Buziaki i uściski oraz wielkie pokłony dla niesamowitej Kasi Maciąg,przyszłej Supermamy!Dla Zuzy,pani Ewy,Marzenki,Kodziego,Dominika ,Mandiego,Magdy,pana Andrzeja i Martki Julianowej oczywiście :)Dla każdego kto maczał w tym paluszki!!!
Wsparcie i Flakmecz!

Kochani! Chciałam Wam jasno i przejrzyście powiedzieć,że nadal wsparcie zarówno finansowe jak i emocjonalne będzie mi bardzo potrzebne.
Tak.Na 95% mam przerzuty do płuc.Małe,ledwo widoczne,ale tak należy traktować zmiany widoczne na obrazie CT.Pierwszy etap leczenia (operacja+naświetlania) niedługo będzie zakończony.Będę mogła wrócić do Polski by cieszyć się rodziną, przyjaciółmi...i dalszymi zmaganiami z chorobą (rak it bejbe!).Czeka mnie długa terapia farmakologiczna,liczne konsultacje w klinice Dana Farber w Bostonie,a w przyszłości musze liczyć się z perspektywą kolejnej ingerencji chirurgicznej,kolejne operacji jaką będzie wycięcie guzków z płuc.
Nie przewidywałam takiego scenariusza,chciałabym być zdrowa już teraz.Nie tak jednak ma wyglądać ta historia.
Dopóki będą we mnie najmniejsze komóreczki śmieciucha będę(naprawdę bardzo bardzo będę) potrzebowała Waszego wsparcia.Waszej pomocy i rozsyłania wici po świecie,że jest sobie mała (wysoka)istotka która dalej musi się leczyć,dalej jest chora na raka.

Pierwszą imprezą gwarantującą mi taką pomoc ma być właśnie flakmecz!

Pogromca internautów i headcoach artystów Olaf Lubaszenko,strzelający promieniami i błyskawicami Tomasz Zubilewicz,spokojny i stanowczy Radek Pazura,DeMon Marek Kościkiewicz,Batrek Obuchowicz,Bartek Topa,Cezary Kucharski(!),Sebastian Korsak,Kuba Tolak,kibicujący Zbychu Mistrzu Hołdys - Ci wszyscy wojownicy, i fantastyczna drużyna internautów prowadzona przez Andrzeja Strejlau -chcą pomóc mi w dalszej walce.W kolejnym etapie powrotu do zdrowia.W części mojego istnienia ,w której toczę bój na śmierć i życie.Choć pełny humoru,to jednak bardzo poważny.

Kochani jeśli chcecie dalej mnie wspierać,dalej towarzyszyć na tej wyboistej drodze (a razem jest o niebo łatwiej) przyjdźcie na mecz.Przyjdźcie i pokibicujcie wojownikom którzy zgodzili się mnie wesprzeć.Oglądajcie mecz na żywo jeśli być nie możecie.Odwiedzajcie bloga!I rzucajcie "cegiełkami " w te cholerne 20 guzków,co mi przyszło nosić w płucach!!!!!!!!!!

Organizatorzy FLAKMECZU byli na tyle obrotni, że zapewnili nawet transmisję on-line!!!Wielcy moi Śmieciuchowykopywacze,będę mogła na żywo śledzić Wasze poczynania!!!!Ściskać kciuki,śpiewać i kibicować!!!Juuuuu huuuuu!

TRANSMISJA ON-LINE

piątek, 25 września 2009



Uzbierane - etap I!

Kochani,stała się rzecz wielka!
Od dłuższego czasu kilku zawodników pierwszej ligi,oficjalnych pogromców śmieciucha pracowało nad organizacją fantastycznej aukcji charytatywnej,na której licytowano ponad 100 dzieł sztuki współczesnej!
Wiele dni pracy,ciągła bieganina, wysyłanie maili,twórczość artystów przyniosły niesamowity efekt!
Uzbieraliśmy na niej 140 tyś złotych!Cyfra 250 000 $ się zamknęła,mogę bez zmartwień,kończyć etap leczenia jakim była operacja i jakim będą naświetlania.
Dziś Dr.Chen,zajmująca się naświetlaniami poinformowała mnie że podjęto na konsylium ostateczną decyzję.Będę poddana proton's beam therapy!!!Protonki kochani protonki,zbombardują resztki dziada,tak bym na spokojnie mogła rozprawić się z guzkami w płucach.
W Bostonie zrobiło się trochę chłodniej,choć słońce tu o mnie nie zapomina i muska promykami buzię,niemal każdego dnia.Wiecie?Coraz sprawniej chodzę bez kul!A co!
Teraz weekend i poniedziałek,pamiętny 28.Później trzy tygodnie ziuuuuuuu zlecą mam nadzieję szybciutko,konsultacja z chirurgiem,konsultacja z dr.Butrynskim,ustalenie daleszego planu,kolejnych wizyt w Dana Farber i do Polski.Jeden etap się zamknie po to by mógł zacząć się kolejny.Kolejny etap powrotu do zdrowia.
Na razie nie wybiegam myślami w przyszłość.

Dzięki wielkie dla każdego kto dołożył wszelkich starań aby aukcja doszła do skutku i dla wszystkich którzy zechcieli przyjść i mi pomóc!! :)

środa, 23 września 2009


Leczenia ciąg dalszy.




Tak.Bo to nie koniec.Czeka mnie jeszcze długa i ciężka droga,zanim usłyszę,że jestem zdrowa.
Dokładny raport radiologa opisującego tomografie jeszcze z sierpnia:
W płucach widocznych od 6-8 nieprawidłowych zmian, mierzących od 1-4 mm.Zalecana obserwacja.W ostatni piątek kolejne CT i weekendowe oczekiwania na wyniki.Wtorek,mail,pik pik,jest raport.Ręce się trzęsą bo człowiek zawsze gdzieś głęboko liczy na to,łudzi się że, przeczyta -wszystko jest ok.
Ponad 20.20 mikroskopijnych guzków.Żaden nie przekracza 4 mm.Istnieje duże prawdopodobieństwo że były jeszcze przed operacją.Trudność polega w porównaniu obrazów obu tomografii(sierpniowej i wrześniowej)Jeden zapis z Polski jeden z US.Choć technika podobna,to inny sprzęt.Inne parametry.Inna częstotliwość badania.
Coż mam powiedzieć.Wiadomości tego typu nigdy nie są przyjemne.Tak jak wspomniałam wyżej.Siedzi w człowieku malutki stworek.Siedzi cicho i nie przeszkadza, choć cały czas jego obecność jest odczuwalna.Siedzi i siedzi,może śpi?W takich chwilach jednak się budzi,a ja przekonuję się,że na imię mu "nadzieja".Głęboko skryta nadzieja,że usłyszę z czyichś ust.Jesteś zdrowa Paulinko.
I usłyszę.Wiem to.Ale jeszcze nie teraz.Teraz terapii ciąg dalszy.
W związku z wynikami badań,i znakiem zapytania o dalszą część terapii byłam wczoraj na bardzo ważnej konsultacji w Dana Farber. Dr.Butrynski rozmawiał z nami ponad godzinę.
Dokładnie objaśniał zalety i minusy różnych scenariuszy.Różnych możliwych terapii.
Przypomniał mi jedną rzecz.Specyfiką mojej choroby jet to ,że na ogól dość wcześnie "przerzuca" się do płuc.Siedzi tam i wegetuje,a zauważona zostaje po kilku,kilkunastu miesiącach.Ja mam o tyle szczęście,że sprawę płuc kontrolujemy niemal od początku.Od początku jej...kiełkowania.Dr. oglądając przy mnie tomografię na komputerze mocno ostudził emocje.Uwierzcie mi,nawet dla mnie nie był to obraz tragiczny.Wręcz przeciwnie.Bo przed chwilą wywaliłam z siebie wielkiego kartofla,bulwę ponad 12 cm.Teraz zadanie trochę inne.
Teraz pogramy w "piegi":)
Odnośnie dalszej terapii farmakologicznej.Wracam do Sutentu ,który znosiłam bardzo dobrze a i dawał zadowalające efekty.28 września zaczynam naświetlania.Z dr Butrynskim podjęliśmy decyzje,że nie będziemy łączyć tych terapii.Może to bowiem zwiększyć możliwość komplikacji,efektów ubocznych. Tym bardziej,że kolejną cechą charakterystyczna Alveolar Soft Part Sarcoma, jest fakt- rozwija się dosyć wolno.Są osoby, które ze zmianami w płucach nie podjęły się żadnej terapii.I zmiany te ani drgnęły przez ładnych parę lat.Niektóre są stabilne do dziś.Żeby nie bombardować mojego systemu odpornościowego zapadła decyzja - Sutent zaczynam dopiero po naświetlaniach.
I to chyba na tyle jeśli chodzi o medyczny aspekt.Z Dana Farber wyszłam uradowana (to niezła sprawa,że nauczyłam się "radować" w takich chwilach),wzmocniona psychicznie,pełna poczucia bezpieczeństwa.Jestem w dobrych rękach, mam wspaniałe wsparcie w rodzinie,w przyjaciołach i w Was moi kochani :) .Czego chcieć więcej?Zdrowia.Tylko zdrowia.To troszeczkę później niż by człowiek chciał.Ale tylko troszeczkę :)


piątek, 18 września 2009



Kolejni wojownicy w druzynie ARTYSTOW wielkiego Flakmeczu!!!!!




DeMonowy fighter Marek Koscikiewicz




iii Raaaadeeeeek Paaaazuuuuuraaaaa !

środa, 16 września 2009

------------ > WWW.FLAKMECZ.PL <--------------
kibicuję na FLAKMECZU


FLAKMECZ !

Kochani!Poraz kolejny zbiera sie grupa osób której zależy by udeptać raka gołymi nogami,a to nie lada wyzwanie!W tym celu 26 września o godzinie 14:00, na warszawskiej Agrykoli spotka się grupa Wojowników-Kopaczy by ...wykopać śmieciucha tam gdzie jego miejsce :)
Wielki fantastyczny mecz, Artyści Vs Internauci !!!
Rozsyłajcie wici gdzie tylko się da,niech świat dowie się o walce jaką ci Wysłannicy Dobrej Strony Mocy stoczą na obszarach zielonych traw murawskich!Przyjdź i zobacz!!!

Trener artystów - Olaf Lubaszenko!!
Selekcjoner przedstawicieli Internetu -A. Strejlau!!!!

Flakmecz
Artyści Vs. Internauci
26 września 2009 godz.14:00
Agrykola Ul.Mysliwiecka 9

wtorek, 15 września 2009


Odpowiedź.



Nie ma pytań bez odpowiedzi.Odpowiedzi są,istnieją,sztuka jedynie je znaleźć!
Drepcze sobie po tym NY i nie mogę wyrzucić myśli z głowy.Myśli o chorobie i szpitalu.
Myśli natrętnych bardzo.Mówiłam już jak duże człowiek ma zdolności do fantazjowania, układania niekorzystnych obrazów, zamartwiania się i tworzenia różnych czarnych scenariuszy?Na szczęście u mnie zdarza się to dość rzadko.Niemniej jednak przychodzą cę."A co jeśli...?"
Nie lubię takich chwil.Za dużo wtedy walczę.Ze sobą, fantazją i strachem(?).
Dziś był wspaniały dzień.Znów wróciłam do jazdy na rowerze.Spędziłam większość czasu na powietrzu i nie mogłam znaleźć odpowiedzi dlaczego do końca nie cieszę się chwilą?Tylko w głowie zmory ciąg dalszy?
Wieczorem wylosowałam chińskie ciasteczko z wróżbą.

Everything you are against weaknes you.
Everything you are for empowers you.

No to ja już nie myślę.Godzę się na to co jest i będzie.Bo to się nazywa przeznaczenie.

niedziela, 13 września 2009



NO TO!


No to znalazłam sobie zajęcie.Skoro mam szpitalową przerwę to postanowiłam jeszcze bardziej skoncetrować sie na mojej diecie,i różnych zdrowych wynalazkach.Ale o tym zaraz.
Nowy York troche mnie przeraża.Tyle ludzi w jednym miejscu.Wszyscy pędzą przed siebie.Nikt się nie ogląda.Może z wyjątkiem naszej trójki.Na ulicy slychać milion języków.Przewija się milion nacji.Wieżowiec na wieżowcu,samochód obok stu innych. Ale jest bardzo pozytywny aspekt tego miasta.I jakże ważny dla mnie! Wiecie pewnie,że z tutejszymi nawykami żywieniowymi bywa różnie.I różnie się to odbija na zdrowiu ludzi.Muszę pilnie obserwować czy zawartość tutejszych produktów jest dobra dla osoby chorującej na nowotwór.Eko eko,pamiętacie? Dużym ułatwieniem są supermarkety Whole Foods,gdzie duża większość produktów jest organiczna.Jest coś jeszcze.Coś co zaczeło mnie do tego miasta przekonywać.Jest tu bowiem dużo punktów,butików gdzie można /idąc np do pracy,wychodząc na spacer z psem,kupując gazetę czy wracając do domu/ taaak można za parę groszy kupić najprawdziwszy,świeżuteńki,wyciskany sok owocowy lub warzywny.Organiczny.Bez oszukaństw,poważnie. Bo to jest tak,ze nie biorąc narazie żadnych leków a mając cały czas guzek w płucach(czymkolwiek kurczaczki on jest) chciałabym sie jakoś zabezpieczyć.Czymkolwiek.No to rygor diety zwiększyłam po stokroć ,a co! Mając trochę wolnego czasu,zaczęłam też dalej zgłębiać swoją wiedzę w tym temacie. Na zdjęciu widać na co dziś raniutko trafiłam.Soczek,bardzo proszę z młodych trawek pszenicy. Podobno espresso XXI wieku.Sok z zieleniny pszenicy jest bardzo bogaty w enzymy oraz chlorofil. Zawiera ok. 70% chlorofilu, niezastąpiony budulec ustrojowy.Zielenina pszenicy (jej sok) jest znakomitym środkiem oczyszczającym.Budzi do życia i świetnie też pomaga w walce z rakiem.To ja sie psze Panstwa nie zastanawiam!W Europie napój ten nie jest aż tak popularny.Pierwszy raz przeczytałam o nim jak kilka tygodni temu natknęłam sie na strone też niezłej zawodniczki -> crazy sexy cancer. Czytałam,przyjęłam do wiadomości,dziś miałam dopiero okazje spróbować.Smakuje dziiiwnie.Na początku mocno słodki smak przekształca się po chwili w smak tony trawy,którą trzeba przeżuć.Ha!Czego się nie robi dla zdrowia.Żeby nie było,do takiego shota dostaję się ćwiarteczkę pomarańczy.Jak kto nieprzyzwyczajony-można zagryść!Voilllla! Na zdrowie!

sobota, 12 września 2009


Zastój.
Nie wiem czy to tylko ja odczuwam czy odczuwacie również Wy.Czuję się jak na produkcji Spike Jonze,gdzie moje myśli...nie może myśli nie,ale ruchy,ruchy osób w okół,jadący autobus,wschód,zachód słońca,biegnący pies i lecący samolot zostały przeokrutnie zwolnione!Może to przez kolejny tydzień oczekiwań na tomografie komputerową,może przez przeświadczenie że kolejna część leczenia(naświetlania) rozpoczną się dopiero 24 września,a może przez nadchodzącą jesień?Gdzie misie szykują się do snu,i są baaaardzo śpiące?Tooootalny sllllooooowwww mooootiooonn.Nie wiem,ale strasznie mi dziwnie z tym odczuciem.z jednej strony chciałoby się dopasować do obrazka,z drugiej zaś nie bardzo wiem jak?!Już od dłuższego czasu przecież pędzę.Pędzimy razem!Jak zwolnić nagle?
Yhhh tęsknie za Polską.Ja tęsknię,Siorka tęskni,Michau też.Za domem,rodzinami,za kotkami moimi ukochanymi,za bratem, przyjaciółmi.Życiem codziennym.Takim zwykłym,najzwyklejszym-ale jakże wartościowym.Chciałoby się zamknąć oczy i obudzić w samolocie podchodzącym do lądowania na Okęciu.
Ale nie ma tak pięknie.Tutejszy pobyt trzeba wykorzystać MEDYCZNIE,jak tylko się da.Wyciskam tutejszych lekarzy jak cytrynki.Na każdą wizytę zeszyt z pytaniami (polecam to wszystkim pacjentom,żeby na wizyty lekarskie przygotowywać się zapisując pytania,wątpliwości w dzienniku czy zeszycie zdrowienia.Wiedza o swojej dolegliwości pozwala zdobyć nad nią kontrolę!) a co!
Ranka pooperacyjna goi sie coraz ładniej,mówiłam już Wam że jakiś czas temu zdjęto mi szwy?Czadersko cio?
Jako, że czeka mnie teraz 6 dni odpoczynku od spraw szpitalnych(mimo wszystko,juuupiii! :) rodzina Michauka zabrała naszą trojke do New Yorku.Miło bardzo.Odskocznia od choróbska.Jeszcze troszkę muszę wytrzymać.

Na zdjątku słynny pomnik-niepomnik.Świetliste dwie wieze...

piątek, 11 września 2009

Aaaaaaaaaaaaaaa !

Uwaga uwaga, kochani na koncercie uzbieraliście...uuuuuuułłłłaaaa :
11 490 zl !!!!!!!!!!!!
Kolejnych kilka susów w kierunku spłaty długu szpitalnego!Dzieki serdeczne bardzo.Mam nadzieję że wyjdzie mi na zdrowie.Na to głośno licze,a co! :)

czwartek, 10 września 2009


Koncertowe foto by Wojtek K.!














środa, 9 września 2009

Jest imprezka.

Raju gorąco tam u Was było!!!!kilka mmsków i smsków wciągnęło naszą trójkę (Michau,Sisa & Ja) w koncertowy klimacik.A raczej zatrzęsienie ziemi hahaaaa:).Jesteście nieźli,poważnie.Jaco dzięki Ci wielkie za serce i inicjatywę,wszystkim artystom dziękuję,i Wam oczywiście za przybycie!Dzięki za udostępnienie Basenu,dzięki za wszystko.
Mistrzu...Jedna bliska bardzo mi osoba dobrze to określiła: "Kochana,Guru(choć już nie Guru) w czerwonych butach wymiata!"No no,prawda prawda.Choć czekam na zdjęcia,może filmiki.Ktokolwiek takowe posiada i chce nam umilić pobyt z dala od ziemi ojczystej-bardzo prosze,prześlijcie na mojego maila! paula.pruska@gmail.com !

Wracam do spraw medycznych.Nie wiem czy wiecie czy nie wiecie,są już wyniki patomorfologiczne.Jest niewielki obaszar tkanki,w którym obecne są komórki rakowe (damn it!) .Jest ich bardzo mało ale są.Ciężko też jest stwierdzić czy jeszcze żyją czy już nie.Nie wolno ich jednak lekceważyć.Nawet w sytuacji gdzie guz(ognisko pierwotne) był..uwaga uwaga,taaaadddaaaaaaaa - w 90% martwy !!!!!!Kurcze kurcze kurcze,mimo wszystko to najlepsza nagroda za moją ciężką pracę!Wiecie?Za dietę ,za wyrzeczenia, za medytacje, za reflexoterapię(Pani Maju to działa,wierzyłam w to od zawsze!),za wszystko co z moją walką związane!
No ale,w związku z wynikami tego testu i obecnością podstępnych wstrętnych śmieciuchowatych komóreczek bardzo ważne jest aby kontynuwać tutaj leczenie i poddać się naświetlaniom!W czwartek dowiem się dokładnie jaki rodzaj naświetlań będzie w tym wypadku najlepszy.Czy protony?Tak twierdzi moja doktórka odpowiedzialna za naświetlania.Jednak jest to coś co będzie poddane ocenie kilku lekarzy.W czwartek na konsylium sprawa ma być obgadana.Jutro badanie MRI(rezonans magnet.) Zobaczymy jak to fajnie wygląda w środku (moja anatomia się troszke zmieniła).
To tyle na teraz.Acha.Guzek w płucach jest.Malutki.3mm.Ale jest.Co z nim?Będziemy decydować po naświetlaniach.Tymczasem nabieram sił :)

wtorek, 8 września 2009






Wznoszę kielich pełen soku z awokado i ogórka,kielich za zdrowie
wszystkich,którzy na koncert przybędą i będą walczyć razem ze mną!


Czas by po kazać rakowi ...figę!
Jeśli tylko chcesz,możesz stać się jednym z pogromców raka.Jedną z
osób,które pomogą mi w walce o życie!
Wystarczy że przyjdziesz i będziesz bawił się najlepiej jak tylko potrafisz!!

Fe Fighters 2, czyli artyści mówią NIE rakowi po raz kolejny!
Miejsce:Basen Artystyczny
Kiedy:8 września 2009 20:00





RAK IT BABY! :) POKAŻ FIGĘ RAKOWI RAZEM ZE MNĄ!

piątek, 4 września 2009



Oddycham.


Nie umiem inaczej tego nazwać.
Bo to długa historia.Czasem jak zamykam oczy,widzę siebie sprzed kilku miesięcy.Jak zanurzona w bezgranicznej otchłani zimnego i tajemniczego oceanu jestem sama.Kilkaset metrów pod wodą.Gdzie nie ma światła i nie ma tlenu.Tylko ja i moje myśli.Odcięta.Od wszystkiego.
Widzę jak w pewnej chwili drgnął palec.Za nim dłoń,ręka i pozostałe kończyny.Ciało instynktownie zaczęło wykonywać ruchy,pozwalające poruszyć się w kierunku powierzchni.Wiedziałam,że tam czekało życie.Z upływem czasu światła było coraz więcej,wokół pojawiło się życie,ale wciąż brakowało tlenu.
Dziś czuję jak zmęczona walką,strachem,który zaszywa się bardzo bardzo głęboko i poczuciem że zaraz zacznę się dusić, wypływam na powierzchnię i nabieram powietrza.Takim naprawdę wielkim haustem. Dokładnie czuję jak oddycham.
Dlatego nie pisałam przez dni kilka.Oswajam się z myślą,że odwaliłam(odwaliliśmy!) kawał dobrej roboty.I czeka mnie pewnie jeszcze więcej.Ale kolejne 7 dni oczekiwań przeznaczę na przerwę.
Przerwę w myśleniu o chorobie,o tym jak spłacić resztę długu wobec szpitala.O tym kiedy zacznę chodzić bez kuli.I o tym jak to będzie gdy wrócę do Polski.Pooddycham sobie chwilę.Mogę?
Pooddycham sobie chwilę,bo za moment czeka mnie kolejna podróż.Muszę poszukać przecież lądu...


W dużym skrócie powiem tak.Zostawiam blożka na dni kilka.Nie miejcie mi za złe.Za każdym razem jak tu wchodzę wzruszam się bez końca, a i tęsknota doskwierać zaczęła bardzo.Przez taką maluteńką chwilunię chcę tylko sobie pomedytować w swoim świecie.

Zdjątka specjalnie dla mojego Tatka!


poniedziałek, 31 sierpnia 2009


No to czekam dalej.

Mail.Ze szpitala.Datę konsultacji wyznaczono na 9 września.Ma być to jednocześnie wizyta kontrolna,ocena szwów,stanu ogólnego,badania krwi.No i plan co dalej.Przez kilka dni zżerała mnie ciekawość.Ja chce już,teraz-krzyczało coś w środku.Wierciło dziurę w brzuchu,ale od jakiegoś czasu się uspokoiło.Wróciłam do swojej harmonii,swojego małego światka, w którym się cieszę że mogę poruszać dużym palcem prawej nogi.I w tym światku mi dobrze.Niezależnie od wyników,niezależnie od tego co dzieje się wokół ,ja żyję sobie dalej.Swoim tempem.Według swoich zasad.Zasad,które pozwalają się cieszyć każdym dniem,a jednocześnie trzymać draństwo w ryzach(przynajmniej takie mam wrażenie).Zasad które pozwalają myśleć-walczę. Tyle na dziś.Ostatnio zaczęłam wypuszczać się na dłuższe spacery.Może więc zdjęć powlepiam więcej.Niebawem :)

sobota, 29 sierpnia 2009



Wielki koncert po raz drugi !!!!


Druga edycja niezwykłego koncertu już 8 września w Centralnym Basenie Artystycznym

8 września w warszawskim CBA odbędzie się kolejna edycja koncertu Fe Fighters. Fe Fighters to symboliczna nazwa grupy artystów uczestniczących w charytatywnym wydarzeniu, którego celem jest zebranie funduszy na moje leczenie.

Tym razem w skład Fe Fighters 2 wejdą: Lipnicka&Porter, Ania Dąbrowska, Smolik, Kazik, Lachowicz, Andrzej Izdebski, Daniel Bloom. Całość poprowadzi Zbigniew Hołdys!!

Fe Fighters 2 jest odpowiedzią na pierwszą, czerwcową edycję koncertu, kiedy to ilość przybyłych gości przerosła nasze najśmielsze oczekiwania, a w związku z tym fizyczne możliwości miejsca, w którym koncert się odbył.Organizatorem całego wydarzenia jest Wojownik Dobrej Strony Mocy No 1 -Jaca Lachowicz!! Wrześniowy koncert, poza podstawowym celem, jakim jest zbiórka pieniędzy na leczenie jest również formą podziękowania dla wszystkich, którzy uczestniczyli w pierwszej edycji oraz dla tych, którym nie udało się przebić przez tłumy.

Fe Fighters 2 to kolejna możliwość uczestniczenia w wyjątkowym wydarzeniu muzycznym, które dowodzi, że chcemy i umiemy sobie pomagać a solidarność potrafi zdziałać cuda. Koncertowi towarzyszy niesamowita atmosfera, poczucie jedności i solidarności. Myślałam, że takie rzeczy już dawno przestały się zdarzać – słowa Kasi Nosowskiej, uczestniczącej w pierwszym składzie Fe Fighters.

Ty też możesz pomóc! Przyjdź na koncert Fe Fighters 2!
Już 8 września w Centralnym Basenie Artystycznym, ul. Konopnickiej 6, Warszawa
Cena biletu-cegiełki: 15 zł


Cóż mogę dodać?Żałuję że nie mogę tam być i ponowne cieszyć się niesamowicie pozytywnymi wibracjami jakie panują na tego typu wydarzeniach.To najwspanialszy przykład tego że ludzie chcą pomagać i pomagają-bawiąc się przy tym niemiłosiernie. Jest tak jak sobie może osoba w mojej sytuacji tylko wyobrazić.Jeden za wszystkich-wszyscy za jednego!

Dzieki wielkie! :)

Wczoraj dostałyśmy z siorką maila ze szpitala.Mamy zgłosić się na konsultacje dotyczącą tego co wycieli,w jakim to było stanie("żywe-siekające zębami" ,albo "martwe-z obitą mordką ),czy zostały jakieś komórki,co konkretnie dalej i takie tam-choć ważne bardzo.Więc poczekać trzeba jeszcze dni kilka.Chciałabym zaznaczyć tylko jedno!

Niezależnie od tego jakie wyniki będą,jakie perspektywy na przyszłość,jakie zagrożenia ,jakie plusy bądź minusy-moja postawa sie nie zmieni.To wiem na pewno.Będę walczyć jak walczę teraz,uśmiechać się tak jak uśmiecham się od dłuższego czasu,myśleć o wygranej każdego dnia!
Więc nie spinam się zbytnio,daje "czas czasowi"-jak poradził mi Mistrz,i cieszę się życiem dalej.No bo czemu nie? :)