Kolejnych 7 pięknych dni chowam do plecaka mojego życia.Spośród zabłoconej(nie ujme tego inaczej!) i jeszcze gdzieniegdzie pokrytej śniegiem ziemi przebijają się pierwsze oznaki życia flory.Ptaki śmielej snują swoje opowieści,wiatry szepczą coraz cieplejsze słowa a miss pau. czuje jak z zimowego letargu budzi się każda część jej ciała.Wiosna sprzyja,nie da sie ukryć.Wielu z Was pewnie czuje jak z kości ulatnia się handra śnieżnej pory roku.Kak u mienia! Moje spacery są coraz dłuższe,i odrazu odczuwam tego skutki. Przychodzi pewna pora dnia a ja bym tylko pod kocyk chciała na vel spanko.Do futrzaków,tak na moment.Dostałam jednak ważną wskazówkę-kieruj się tym co czujesz,Twój organizm najlepiej bowiem wie,czego potrzebuje.Więc nie myśle o tym dużo tylko ładuje sie na ciepłe posłanko... Coś obojczyk mnie jedynie pobolewa (jak już mam narzekać :) ),chyba jakiś mechaniczny uraz jest przyczyną...Ale,jak nie minie za kilka dni będę zmuszona zrobić chociaż USG.Narazie jednak się nie przejmuje(no bo czym,przecież żyje!)Nadrabiam lektury,piszę sobie Takie Tam, i znów fruwam na jednym z obłoków.Blisko słońca,rzecz jasna...
Zbliża się wizyta w Co.Za tydzień.Zbadamy krew,posiedzimy na korytarzu i wrócimy z uśmiechem na twarzy.Przynajmniej taki plan.
Na zdjęciu Kicia i Tchiba(mistrz pierwszego planu).
poniedziałek, 22 lutego 2010
Słońce.
Wreszcie.Razem z topniejącymi śniegami,spadającymi soplami (uważajcie Kochani bo z nimi nie ma żartów!!!) wyjrzało zza chmur uśmiechnięte słońce.Wszyscy na nie czekaliśmy,choć pojawiało się co jakiś czas,to jednak temperatura ostatnich dni sprzyja wiosennym klimatom.Czapa jaszcze na głowie,szalika nie zdejmuję bo to okres "godów" jeśli chodzi o bakterzyska i wirusy.Wbite do tej swojej łepetynki mam na zaś ,że z odpornością to tak na granicy przyzwoitości czasem stoję,a wystarczy jeden wyskok panny z mokrą głową i tydzień w łóżku gotowy. Weekend minął pracowicie(ha!pięknie co?),ale było i miejsce na zjazd rodzinny,który to miło bardzo wspominam.Fote wrzucam rzecz jasna,jedna z moich ulubionych!
Czuję się dobrze,choć jak tak poganiam kilka dni( jak w sobotę i niedzielę) to mam ochotę poleżeć troszeczkę,posiedzieć na ławce w parku,nic nie musieć,nic nie pamiętać,wzbić się w powietrze i pobaraszkować z wiatrem. W głowie coraz częściej obrazy zbliżających się ciepłych pór roku.Pikników w parku,spływu z Faderem,Mamkersem i resztą ferajny(bo taki chyba w planach) i innych sielankowych przygód.Organizm cały wtedy odżywa,więcej świeżych owoców pod ręką,warzyw cała gama a urozmaicenie w mojej diecie,nie dość że jest bardzo ważne to jeszcze rekompensuje ...pewne ograniczenia.Rozmarzyłam sie troszku.
środa, 17 lutego 2010
Nowy plan?
W zasadzie czuję ,że ten temat kryje się we mnie od kilku tygodni.Wyniki są zadowalające,kolejna wizyta w Bostonie za pół roku a ja stoję na rozwidleniu drogi i coraz to bardziej nerwowo drapię się po głowie.Dostałam od życia jeszcze troche czasu,Bóg raczy wiedzieć ile,ale licząc na to że dużo staram się ułożyć sobie życie na nowo.Na nowo - bo nie mogę wrócić do wielu rzeczy sprzed diagnozy.Nie mogę pozwolić sobie na duże obciążenia organizmu,nie mogę zaburzać żywieniowego harmonogramu dnia.Nie mogę zapomieć o założeniach Antyrakowego planu.Czas zaczyna gonić ,pomysłów w głowie dużo tylko gdzie są drzwi przez którę wpuszą mnie by te pomysły zrealizować?Nie wiem jeszcze,zrobię wszystko by się dowiedzieć,choć to jak się okazuje nie jest wcale takie łatwe.No ale chcieć to móc usłyszałam już dawno,więc idę jedną z dróżek,bardzo ostrożnie i niepewnie jeszcze(żeby nie powiedzieć ,że po omacku).Zanim jednak mój chód...chód zacznie w ogóle przypominać upłynie pewnie jeszcze trochę czasu.Może znajdę trop,albo dobrą wróżkę co zaprowadzą mnie do właściwego miejsca?Tymczasem staram się regenerować siły.Ostatnio chodzę trochę osłabiona.Biorę Sutent już od 4 miesięcy(bez żadnych przerw),jeszcze nie miałam takiego stażu.Dzięki rozpuszczonym po świecie,informacyjnym mackom mojej Sisterki(pewnie wystarczyłoby spytać lekarza,ale Sis jest najlepsiejsza) wiem,że są osoby które biorą ów lek od ponad roku.Główną zauważalną dolegliwością jest właśnie wieczne zmęczenie.Moje lekkie wyczerpanie jest raczej pozytywne,za sprawą możliwości regenerowania sił na naszym poddaszu,przy herbacie z miodkiem czy też spacerze z Kogą(i oczywiście zabawie z kocurkami co by się nie obraziły).Siedzę więc tu i piszę.A myśli i planów coraz więcej.Czy to aby bezpiecznie?
Wyżej foteczka z Gali Bloga Roku 2009
poniedziałek, 15 lutego 2010
KOGA
Ale jestem bezczelna.Nie skrobnąć nic przez kilka dni.Ustna nagana,co? Przez wielką radość,i otrzymaną statuetkę nie zauważyłam śnieżnej kuli lecącej prosto w moją głowę.Hejjj- krzyczała kula-zaraz przypomnę Ci o czymś o czym pamiętać powinnaś!!!!
i bum drodzy Państwo!
Na przestrzeni ostatnich tygodni strasznie pilnowałam aby ilość pochłanianych warzyw była,więcej niż odpowiednia.Szykowałam sałatki,surówki,pieczone bakłażanki,aż wkońcu pochłonełam coś co mi ...nie pomogło.Jakiś zgniłek mały szyderczy,zakradł się i wpełzł na mój talerzyk.Ja oprócz prygotowywania zdrowych smakołyczków często jestem pochłonięta przez 80 innych bardzo ciekawych rzeczy.Roztrzepana to moje drugie imię(nie mówiąc o Pau vel wrodzony analfabetyzm) więc jedynie do siebie miałam żal gdy w wieczorny piąteczek ścieło mnie z nóg.No ale człowiek jest tylko człowiekiem,tak jak chciało ciałko poleżałam sobie trochę, odpoczęłam,zrobiłam jednodniową głodóweczkę i jest cacy.Moge dalej być żywieniowym zwierzakiem. O!a propos zwierząt.W Walentynkowy weekend za sprawą pewnego złotego kudłacza zostałam bezczelnie zmuszona do spacerów przez kolejne....15 lat!Ależ jakże miła była ta bezczelność.Oprócz spełnionego marzenia(jeszcze z dzieciństwa!) ,mam zapewnioną ( bo 2 godzinną) dawkę świeżego powietrza(CODZIENNIE!) ,ćwiczenia w postaci wędrówek i dużo dużo miłości.Mam naprawdę długą listę na której doczytać się można wszelkich wskazówek,jak iść przez życie z rakiem.Cztery kolejne-odhaczam.
piątek, 12 lutego 2010
Statuetka antyrakowa. Jury przyznało mi jedno z wyróżnień głównych konkursu.Bardzo miły akcent wieczoru,złota ciężka statuetka,nagroda wycieczkowa i MEGA dużo pozytywnych wibracji.Bez Waszych głosów nie byłoby tego.Dzięki wielkie naprawdę!!Uciekłam szybko bo było dużo palących się fajurków.Teraz spaćku.Jutro skrobnę coś na trzeźwo bo trochem nieprzytomna.
Chylę czółko,zginam kolanka i kłaniam się niziutko małżonce pana T.S. Bardzo dziękuję za pozdrowienia! :)
czwartek, 11 lutego 2010
TRZYMAĆ KCIUKI!Ruszam na Galę.
środa, 10 lutego 2010
Pani Cziba rozprawia się ze Śmieciuchem!!!!!Ładziaaaaaaaaaaaaaaaa!
wtorek, 9 lutego 2010
Założenia.
Uporządkowanie szkolnych planów zabrało bardzo dużo sił.Już prawie wszystkie egzaminki zaliczone,kilka rzeczy jeszcze trzeba tylko dopiąć na ostatni guzik.Najgorsza część,mogę to śmiało powiedzieć,za mną i ku mej dużej radości(i wyraźnej potrzebie ciałka) mogę troche więcej czasu spędzić w domu.Poleżeć,poodpoczywać,poczytać książkę.Często udaje mi się zapomnieć(może inaczej-nie myśleć) o tym że jestem chora.W takich chwilach jednak powinnam o tym pamiętać.Nie tylko dlatego,że kilka dni takiej bieganiny mnie wykańcza.Powinnam o tym pamiętać bo już dawno założyłam sobie że zdrowy tryb życia będzie mi wyznaczał granice.Dyktował warunki.Ustalał wszelkie plany.Założenia. Realia są bardzo ciężkie,bo jak tu zaliczyć studia,jak pracować jak załatwić inne codzienne sprawy gdy trzeba pamiętać o regularnych (ZDROWYCH) posiłkach,których nie można dostać w kafejce czy sklepie ot tak od ręki.Gdzie trzeba pamiętać o tym by w odpowiednich momentach dnia zwolnić,odpocząć.By spędzić wystarczającą ilość czasu na świeżym powietrzu,by łyknąć suplememnty,by pochłonąć tabletasy sutentowe,by wypić wszystkie płyny(biała herbata,imbir z cytrynką,soki nie soki,wodę) i ich odpowiednią ilość,by przełknąć kilka łyżek oleju lnianego ze świeżomielonym siemieniem lnianym,by dać organizmowi to czego potrzebuje teraz najbardziej.Zapewnić warunki by ciągły dialog z Panem Śmieciem przeistoczył się w długą długą ciszę i biecie mojego serca.
Wzdycham,zamykam kompka,mrużę oczy i idę spać.Ale z uśmiechem-nie myślcie sobie! :)
piątek, 5 lutego 2010
Słońce.
I końca dobiega kolejny tydzień.Odhaczam go w swoim kalendarzu i z szerokim uśmiechem chowam do plecaka.Plecaka, który będzie dźwigał Pan Śmieciuch(aż wkońcu padnie wyczerpany i będzie błagał o litość).Dobije go wtedy sokiem z granata.Albo eko-pietruszką.Przepiękne słońce towarzyszy nam od wczoraj co bardzo umila mi czas spędzany poza domem.Chciałoby się biegać i spacerować,jednak ilość śniegu leżąca...tu i ówdzie utrudnia mi nieco chodzenie.Tam u siebie w środku czuję już wiosnę,zwłaszcza gdy do promieni słońca dochodzi nieśmiałe jeszcze ćwierkanie ptaków.Lubię te klimaty bardzo.Przez sesję która już niebawem się skończy,z wielkim hukiem(w postaci kumulujących się emocji) zaczyna się przebijać świadomość tego, że już za kilka dni (do mnie naprawdę dopiero to dociera!) wezmę udział w Gali Bloga Roku 2009,na której to oficjalnie zostaną ogłoszone wyniki konkursu.Nie lada zaszczytem jest ,że mój blożek( a to i Wasza zasługa!) dostał się do finałowej 30.Oznacza to również ,że był w pierwszej trójce (wraz z zaprzyjaźnionym blogiem "Dla Lenki") kategorii "Ja i moje życie". Wielkie więc JUHUUUUUU!Gala-> 11 lutego.Pączków jeść nie mogę,ale zobaczymy czy ten czwartek naprawdę będzie tłusty.Trochę sobie o tym marzę,ale konkurencja wybitna.Jedno jest pewne.O wynikach coś tutaj napiszę!No dobra,koniec tej internetowej rozpusty,siadam jeszcze do książek.aloha!
środa, 3 lutego 2010
Krewka. Muszę sie przyznać proszę Państwa- wyniki krwi też sprawiają że na mojej buzi pojawia się uśmiech.Cały czas można z nich wyczytać, że odporność jest obniżona,ale ale w lepszej formie niż 3 tygodnie temu!To duży sukces po odbytej podróży,zmianie czasu(która szalenie obniża skuteczność całej immunologii w organiźmie) a do tego mimo ciągłego łykania tabletek-chemiczków.Więc Sutent biorę dalej,następne badania i konsultacja w Fabryce Czekolady -> 8 marca.W międzyczasie będę musiała tylko podjechać po kolejne opakowanie leków,ale to raz dwa mam nadzieję da się załatwić.Tymczasem,nauki ciąg dalszy z przerwą na pyszną(przysięgam Wam to teraźniejszy hit mojego jadłospisu) zupę tajską ala Michala!Ciao!
poniedziałek, 1 lutego 2010
O rajeczku. Wizyta w CO bardzo ciekawa a to za sprawą miłego spotkania i rozmowy z ...Różowym Kotem-nie naruszając prywatności koleżanki :)Szybko upłynęły wspólne oczekwiania na konsultacje. Spotkałam też Swoich Dzielnych Doktorków,niektórzy się nawet uśmiechnęli.I chwała im za to,naprawdę - czapa z głowy.Bo jak mały pacjencik w tej wielkiej Fabryce nie słyszy(a nawet nie widzi!) reakcji na swój ukłon,"wyciągnietą dłoń",czy nawet na słowa "dzień dobry" to jest to przykre.Uśmiech-miły.Nieuśmiech-ble.DUŻE BLE. Nieco mnie zdezorientowała opinia którą dziś usłyszałam.Opinia w związku z przywiezionymi z Bostonu opisami tomografii komputerowej.Tam stwierdzono reakcję,minimalną,ale jednak reakcję na lek.Dziś była mowa o stabilizacji.
Drapiecie się w głowę?Ja trochę też.Bo skąd dwie odmienne opinie przy jednym wyniku? Ha!Ale ja jestem niezłym (że od Mistrza zgapię) tsfaniaczkiem.Bo tutaj nie liczy się kto ma rację.Nie liczy się to kto ma większe doświadczenie,i kto jest bliższy prawdy. Liczy się to,że żyję-kolejny dzień.Że czuję się wspaniale!Że od 12 miesięcy,stosujac swoją dietkę nie złapałam żadnej infekcji!Że wierzę w to, że z chorobą można wygrać.Mało tego,można nawet z nią żyć!Liczy się to że nie mam żadnych dolegliwości związanych z braniem toxycznych przecież leków!ŻE JESTEM TU I TERAZ.Mogę działać. Na obecną chwilę, nic mi więcej nie potrzeba.No może pieska.Z takim mokrym noskiem.I merdającym ogonkiem. Obie opinie chowam do głowy.Tam już dokonam swojej selekcji. I tyle.Krewki niestety nie zdążyli zbadać.Był dziś niezły tłum.Dzień jak co dzień?Możliwe.po wyniki jadę jutro raniutko.
OOOOOo właśnie!!Ludki Ludeczki!!!Przeszłam do kolejnego-ostatniego już etapu w konkursie BLOG ROKU 2009.Tu można o tym poczytać.I tam też. Musze Wam bardzo podziękować bo bez Waszych głosów nic by z tego nie wyszło.DZIĘKÓWECZKA WSZYSTKIM SMSKOWICZKOM!
W drugą rocznicę śmierci Pauli odbędą się dwie msze: w sobotę 31.08 o godz 12 w Kościele Pokamedulskim na Bielanach ul. Dewajtis 3 oraz w niedzielę 1.09 o godz 11 w Kościele Matki Bożej Jerozolimskiej ul. Łazienkowska 14.
Rocznica
W rok po tym jak Paula odeszła odbędzie się msza o godz 12 kościele w Kościele Pokamedulskim na Bielanach, w Warszawie przy ul. Dewajtis 3. Spróbujcie w ten dzień zrobić cos, co pozwoli Wam pomyśleć chwilę o Pau, np. zapalić biała świece i dać się jej wypalić do końca, lub cokolwiek rytualnego co czujecie. Moc mocy wszystkim którzy myślą.
Dane grobu Pauli to 53 K. Tu jest mapka:
POŻEGNANIE
Paulę pożegnamy 7 września w Kościele Pokamedulskim na Bielanach, w Warszawie przy ul. Dewajtis 3, msza odprawiona zostanie o godz 13
O godz 14.30 odprowadzenie do grobu na cmentarzu bródnowskim (wejście od ul. Odrowąża)
Prosimy o nieskładanie kondolencji. Rodzina Pauli
KUP KOSZULKĘ RATUJ ŻYCIE !!!
jam ci!
paula.pruska@gmail.com
Konta, w które można rzucić "cegiełką" !
nr konta Fundacji Świętego Mikołaja
96 2130 0004 2001 0299 9993 0007 ul.Przesmyckiego 40 05-500 Piaseczno Proszę koniecznie dodać dopisek "Na leczenie i rehabilitację Pauliny Pruskiej" I super konto do wpłat zagranicznych! : Nordea Bank 18 1440 1387 0000 0000 1092 6483 Fundacja Świętego Mikołaja ul.Przesmyckiego 40 05-500 Piaseczno Swift/ Bic : NDEAPLP2 Iban: PL18 1440 1387 0000 0000 1092 6483 Proszę koniecznie dodać dopisek "Na leczenie Pauliny Pruskiej"
lubię!
Ania vs. nowotwór.
O CO BIEGA?
O to żeby żyć! Prawie dwa lata temu zdiagnozowano u mnie niezwykle rzadki nowotwór Alveolar Soft Part Sarcoma. Oprócz tego, że jest skubaniec złośliwy, to jeszcze chemio i radio odporny. Przy pomocy tysięcy ludzi przejętych moim losem, przeszłam I etap leczenia. 12 centymetrowy guz, naciekający na talerz biodrowy został usunięty przez amerykańskich chirurgów z Mass General Hospital w Bostonie. By zminimalizować możliwość rozwoju komórek nowotworowych w operowanym miejscu, zostałam poddana również naświetlaniom protonowym. To jednak nie koniec. Mam przerzut w płucach i śródpiersiowych węzłach chł0nnych. By wyzdrowieć muszę znajdować się pod kontrolą kliniki Dana Farber w Bostonie. Po eksperymentalnej terapii lekiem Sutent, i jego następcą Cediranibem jestem zmuszona szukać nowej opcji leczenia. Mój intruz bezwstydnie przestał reagować na poprzednie chemiczne "specjały". Lekarze z Bostonu dają mi jednak kolejną szansę - leczenia oparte na innym mechanizmie niż poprzednie, równie nowatorskie i cholernie kosztowne. Potrzeba 48.000 $...
"Antyrak.Nowy styl życia"Dr.David Servan-Schreiber "Rak.50 kroków po poznaniu diagnozy"Greg Anderson "Potęga podświadomości"Joseph Murphy "Dieta dr.Budwig" "Terapia dr.Gersona" "Jak żyć z rakiem i pokonać go" Carl Simonton Jeśli znasz jakieś inne, ciekawe,proszę napisz!!
>>>>>>>>>!-- (c) 2009 DarmoweLiczniki.pl - Największy wybór w sieci -->