Sobota.
Usiedliście kiedyś w swoim ulubionym fotelu i usłyszeliście takie tssssssyyyyyyyy?Że niby przywarliście do tego tworu i już wstawać nie będziecie bo jest tak przyjemnie?
To ja tak mam dzisiaj:)
W pamięci wciąż czwartkowa imprezka,gdzie znajomych kupa.W gardle zasychało od dialogów,zatankowałam chyba z 10 litrów wody,no i ok 24 jak kopciuszek pognałam do domu.Udało mi się nawet nie zgubić buta!
Spotkanie czaderskie,pełne pozytywu i wzruszeń,ale nie sądziłam,że będzie dość wyczerpujące dla mojego organizmu."Rano" obudziłam się o ... 12,i z łóżka nie wypełzłam przez większość dnia!
Nie wiem czy było to kwestią ponownego rozregulowania organizmu w aspecie czasowym(położyłam się spać w zbliżonych nocnych godzinach bostońskich),czy też ilością....niestety dyyyyyyyymuu papierochowego.Ścieło mnie z nóg,dobrze że miałam możliwość wysłuchania głoooośnej prośby mojego ciałka-człowieku opanuj się!Odpoczywałam cały dzień,a dziś wyspałam się za wsze czasy!
Kolejny tydzień zapowiada się dość sympatycznie-bo luźno.Dużo czasu to i dużo możliwości.Tymczasem weekend trwa.Chilloutujemy łepeczki.
Dzięki wielkie dla Mateo,Tomka i (Ex)Guru.!!!!!!!Było fajursko!Pokłon bardzo niski i choć mroźno się zrobiło, śmiało ściągam czapkę z głowy! ;)