środa, 28 października 2009


Centrum Onkologii.


Chyba dla każdego pacjenta wizyty w centrum nie są czymś najmilszym.Zawsze owiane jednym.
Po dwumiesięcznym pobycie poza granicami kraju,wypadało się jednak w owym instytucie pokazać.Przywitać się i porozmawiać z lekarzami,omówić to co zostało zrobione i to co będzie ze mną dalej.Najważniejszym zadaniem było załatwienie formalności.Klinika nadal będzie kontynuować wysyłanie wniosków o refundacje leku,jaki wczoraj zaczęłam zażywać(powróciłam do kuracji Stentem).Działał wcześniej,miejmy nadzieje ,że działać będzie i teraz.Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie innego scenariusza,ale trzeba chuchać na zimne.Licho nie śpi,pamiętajcie ! :)
Teraz pozostaje tylko czekać na odpowiedź,co może potrwać, aaaaalllleeee dziś właśnie się dowiedziałam ,że mam jeszcze niewykorzystane 2 opakowania(przyznane mi już wcześniej,lecz nie wykorzystane z powodu operacji i leczenia w staaanach).Więc starczy na dwa mieszki.Juhu!

No i tyle jeżeli chodzi o medycyne.Teraz wskakujcie do mojego plecaka i idziemy na spacer.Pogoda w Warszawie cudowna.Jesień pełną gębą,i mam nadzieje ,że każdy dziś doładował bateryjki tym słońcem co się uśmiechało od rana.
Moje codzienne życie są coraz mniej przeładowane RÓŻNYMI rzeczami do załatwienia.W pracy człowiek niby być nie musi bo zwolnienie lekarskie cały czas przysługuje,a jednak w ciągu tych 10 dni od powrotu już kilka razy wychodziłam z domu rano a wracałam wieczorem.
Dla "rakatakującego wojownika" jest to nie lada wyczyn.Mimo że nie jest się w swoim ukochanym kącie gdzie spokój i cisza,to trzeba cały czas pamiętać o regularnych posiłkach(wg diety antyrak!!!),o sokach,o stosownej ilości płynów ,które trzeba wypić wciągu dnia,o chwili relaksu,medytacji i wizualizacji.Napięty plan co?Nie ma przebacz,naobiecywałam się, że zniszczę dziada to też lekką nieprzyzwoitością byłoby tego przyrzeczenia nie spełnić,chyba się zgodzicie ;)
No i zabiegana ,z tysiącem myśli w głowie wracam dziś do domu,a wejść nie mogę bo wielkie pudło pod drzwiami.No ładnie-myślę sobie,już nie mają gdzie śmieci kłaść tylko pod czyimś mieszkaniem.Zaglądam co w środku,nie żebym w śmieciach lubiła grzebać ale przez czystą ciekawość rozchylam kartonik a tu.....rozchylam kartonik a z najciemniejszego zakamarka mojego umysłu, który mogę śmiało nazwać swoją niepamięcią, wyłania się mail od Mistrza i Małgorzaty.
"W środę dostarcze eko warzywka,tak żeby wspomóc dietę pt. śmieciu przepadnij".
Z wielkim uśmiechem zdejmuję kurtkę,wturlam się do domu i gotuję eko obiad.
Czy mogę być nieszczęśliwa mając tyle wsparcia?I to w każdej postaci?
Do usłyszania naprawdę za nie długo-Pau,z cieknącą ślinką :)

4 komentarze:

Aniesia pisze...

No to smacznego kochana!

Anonimowy pisze...

I tak trzymac !!! Dyscyplina zelazna to jest TO!!!

Unknown pisze...

:***

Joanna pisze...

Jejku ja też jak jestem z tatą w centrum onkologii to po wyjściu po prostu chciałabym zniszczyć i skopać wszystko co znajduję się w obrębie moich nóg! Masa ludzi szukająca ratunku i pomocy.Dlaczego?!?!?!?!

Ale kochana Paulinko:) z takimi ludźmi jak Ty to wszystko staje się inne! pozytywne w pewnym sensie! Twoja walka z cholernym śmieciuchem jest wspaniała.Wierze w Ciebie ogromnie. Myślę, że jesteś przykładem dla wielu osób. I wiesz... jeśli już śmieciucha zniszczymy, to mogłabyś być taką "konsultantką" dla chorych osób..jak psycholog..

Prześlij komentarz